Szlak Wokół Tatr
Szlak Wokół Tatr to polsko-słowacka pętla rowerowa, która liczy ponad 280km i przebiega przez cztery krainy geograficzne: Podhale, Orawę, Liptów i Spisz. Szlak zachwyca przede wszystkim unikatowymi walorami przyrodniczymi i niezwykłymi krajobrazami terenów, przez które prowadzi.
Start i meta: Nowy Targ
Odległość: 282km
Czas: 2 dni
MAPA
Pobierz ślad trasy: GPX | KML | RAR
Przydał Ci się artykuł? Skorzystałeś z pliku GPX? Możesz za to podziękować stawiając mi kawę :)
blok reklamowySZLAK WOKÓŁ TATR – OPIS, NAWIERZCHNIA, OZNAKOWANIE
Historyczno – kulturowo – przyrodniczy Szlak Wokół Tatr to wspólny polsko-słowacki markowy produkt turystyczny Euroregionu „Tatry”, który zakłada realizację pętli wokół Tatr z trasami rowerowymi, narciarskimi, biegowymi. Przebiega ona przez położone po obu stronach Tatr historyczno-kulturowe krainy Podhala, Orawy, Liptowa i Spisza.
Ślad trasy, który dostałem od oficjalnego facebookowego profilu – Szlak rowerowy wokół Tatr – jest główną pętlą, która w dniu wyprawy była wytyczona (03.08.2019). Jednak prace nad szlakiem nadal trwają i co chwile powstają nowe odcinki dróg rowerowych.
Główna pętla poprowadzona jest drogami rowerowymi, drogami o małym ruchu samochodowym, ruchliwymi drogami (niestety), a także drogami szutrowymi i wąskimi ścieżkami. Prezentowana trasa przeznaczona jest dla rowerów, które również sprawnie poradzą sobie na bezdrożach. Mapę nawierzchni znajdziecie tutaj: stan prac Szlaku Wokół Tatr.
Kolejną istotną kwestią jest oznakowanie. Pod tym względem jest najgorzej! Na Szlaku Wokół Tatr nie ma spójnego oznakowania i w najbliższym czasie nie będzie. Z Nowego Targu do granicy są znaki typu R4 z oznaczeniem „Szlaku Wokół Tatr” i tutaj jest perfekcyjnie. U naszych południowych sąsiadów nie ma żadnych oznaczeń, a szlak prowadzi często po słowackich cyklotrasach o różnych kolorach. Pod koniec pętli, przed Nowym Targiem, znów pojawiają się znaki R4, ale tym razem szlaku nr 1. Sami widzicie jaki to miszmasz. Koniecznie wgrajcie na smartfon lub do nawigacji plik GPX, bo bez niego nie przejedziecie.
Warto również wspomnieć, że Szlak Wokół Tatr przecina się z Velo Dunajec – jednym z najpiękniejszych szlaków w Małopolsce, a także Pętlą Spiską – pieszo-rowerowym szlakiem na pograniczu polsko-słowackim.
JAZDA NA ROWERZE NA SŁOWACJI – PRZEPISY I OZNAKOWANIE SZLAKÓW
Słowackie szlaki rowerowe oznaczone są charakterystyczną literą „C” i występują w 5 kolorach:
- czerwony – szlaki EuroVelo; przebiegające przez kilka krajów, magistrale rowerowe, długie trasy;
- niebieski – trasy równorzędne do szlaków EuroVelo, dłuższe lub regionalne ścieżki rowerowe o umiarkowanym stopniu trudności;
- zielony – ścieżki rowerowe o średnim stopniu trudności, prozdrowotne pętle rowerowe i ścieżki rowerowe dla rodzin z dziećmi;
- żółty – łatwe ścieżki rowerowe i dojazdy między ścieżkami i trasami, krótkie dojazdy do różnego rodzaju atrakcji przyrodniczych, obiektów historycznych, technicznych, kulturowych;
- czarna – łatwe edukacyjne ścieżki rowerowe;
Poza kolorem na oznakowaniu szlaków rowerowych można wyczytać czy trasa prowadzi po płaskim terenie, czy może pod górkę oraz jakie są odległości do kolejnych miejscowości lub punktów charakterystycznych.
Różnice w przepisach dotyczących rowerzystów w Polsce i na Słowacji znajdziecie na oficjalnej stronie Szlaku Wokół Tatr.
DOJAZD
Szlak Wokół Tatr najlepiej rozpocząć w Nowym Targu. Z Katowic można tam dojechać autem w 2 godziny, ale przy okazji pakując w siebie potężną dawkę stresu z Zakopianki. Druga opcja to przyjazd pociągiem Kolei Śląskich lub TLK, ale wtedy podróż trwa ok. 5 godzin. Dworzec znajduje się niecałe 1km od szlaku, a parking niecałe 500m. My korzystaliśmy z parkingu przed Lidlem na ulicy Szaflarskiej – bez zakazów i opłat.
SZLAK DOOKOŁA TATR – PRZEBIEG
KRÓTKIE WPROWADZENIE
Długo czekałem na wypad rowerem w Tatry, a właściwie długo czekaliśmy, bo od początku na ten wypad byłem umówiony z Bolem – moim kumplem ze studiów. To właśnie z nim wyruszałem X lat temu na pierwsze dłuższe wycieczki rowerem po Śląsku! Na objechanie Tatr byliśmy umówieni już 3 lata temu, ale wtedy przeokropnie lało i odwołaliśmy. Rok temu też musieliśmy odpuścić, bo dostałem się do Turystycznych Mistrzostw Blogerów organizowanych przez Polską Organizację Turystyczną. W tym roku, mimo słabych prognoz, zdecydowaliśmy się jechać i wreszcie zrealizować nasze rowerowe marzenie.
Od razu zaznaczam, że podczas wyprawy skupiliśmy się raczej na przyrodzie i widokach, a mniej na atrakcjach turystycznych, dlatego nie zjeżdżaliśmy ze szlaku aby zwiedzać pobliskie ciekawe miejsca. Tym bardziej, że mieliśmy mało czasu – tylko 2 dni. Ponadto tydzień przed wyprawą padł mi aparat i musiałem go odesłać do serwisu Panasonica, więc wszystkie zdjęcia z telefonu.
NASYPEM PRZEZ GRANICĘ
Szlak Wokół Tatr zaczyna się z wielkim stylu! Już na samym początku, w niemal pierwszym kontakcie ze szlakiem trafiamy na fantastyczny odcinek drogi rowerowej. Zaczyna się on w Nowym Targu i przez ok. 35km prowadzi nas aż do słowackiej Trzciany (Trsteny). Jedziemy równiutkim asfaltem położonym na nasypie dawnej linii kolejowej, która kursowała tędy do 1989 roku. Cały odcinek jest bezpieczny, bo wyłączony z ruchu samochodowego, a przejazdy dobrze oznaczone, dzięki temu można spotkać tutaj m.in. rodziny z dziećmi! Choć trasa, przez niecałe 25km, czyli do polsko-słowackiej granicy, prowadzi cały czas lekko pod górkę to nie odczuwa się tego i jedzie się bardzo przyjemnie. Poza tym na tym odcinku jest największe natężenie wiat odpoczynkowych jakie kiedykolwiek widziałem, więc jeśli nie wystarcza Wam podziwianie tych przepięknych tatrzańskich krajobrazów z pozycji rowerowego siodełka to znajdziecie mnóstwo miejsc, gdzie można odpocząć i nacieszyć oko.
Chłopaku, zabierz tu swoją dziewczynę!
A Ty dziewczyno, odpowiedz mu krótko i bez marudzenia: Tak!
WISZĄCE MOSTY I MUZYKA W SŁOWACKICH MIASTECZKACH
Po przekroczeniu polsko-słowackiej granicy zaczynamy zjazd do Trzciany (Trsteny). Trasa prowadzi lekko w dół dlatego szybko dojeżdżamy do mostu nad Orawicą, za którym kończy się ten znakomity odcinek, który jest wizytówką Szlaku Wokół Tatr! Niestety kończą się też znaki, dlatego jazda przez Słowację nie jest już tak łatwa, bo co chwilę trzeba zerkać na mapę. Ja swój ślad trasy dostałem bezpośrednio od osób zarządzających facebookowym profilem „Szlak rowerowy wokół Tatr” i tylko dlatego byłem pewny, że jedziemy dobrze. Gdyby nie ślad, zgubilibyśmy się już w pierwszym słowackim miasteczku…
Niestety muszę stwierdzić, że odcinek między Trsteną a Dolnym Kubinem mnie rozczarował. Poza krytykowanym wcześniej oznakowaniem szlaku, nie podobał mi się także jego przebieg. Jazda ruchliwymi drogami nie należy do przyjemnych, a tak poprowadzony jest szlak między kolejnymi miasteczkami. Na szczęście nie jedzie się tak cały czas! Zachwycaliśmy się, gdy kręciliśmy wzdłuż Orawy (zwłaszcza między wsią Niżna a Podbiel) wąską przybrzeżną ścieżką tuż obok kajakowych spływów. Jak już wspomniałem o rzece, wzdłuż której jechaliśmy to muszę też wspomnieć o wiszących mostach, które sprawiały nam sporą frajdę. Wiem, że nie powinno się po nich jeździć, ale nie mogliśmy się powstrzymać…
… więc albo szum rzeki, albo odgłos pędzących samochodów, albo… muzyka z głośników. Nie! My tego nie robimy! To w słowackich wioskach trafialiśmy na głośno puszczaną muzykę z megafonów umieszczonych na słupach. Są to relikty z czasów dawno minionych, pozostałość po czechosłowackiej komunie, kiedy to puszczano przez nie treści propagandowe. Dziś można usłyszeć słowacką muzykę i różnego rodzaju ogłoszenia.
Przejeżdżając przez Orawskie Podzamcze (Oravsky Podzamok) nie sposób przegapić Zamku Orawskiego (Oravsky Hrad) wznoszącego się na skale 112 metrów nad lustrem Orawy. Wspaniale prezentujący się zamek jest jedną z największych atrakcji turystycznych regionu, a jako ciekawostkę dodam, że kręcono tutaj jeden z odcinków „Janosika”!
PIERWSZA WSPINACZKA I LIPTOWSKIE ATRAKCJE
Za Dolnym Kubinem teren zaczyna się podnosić, a niebo zaczyna się pokrywać chmurami, by po chwili orzeźwić nas chłodnym deszczykiem. Na szczęście jakiś bogaty człowiek we wsi Lestiny zrobił sobie zadaszenie nad furtką, dlatego mogliśmy przeczekać, a Bolowi nawet udało się uciąć 5-minutową drzemkę. W Lestiny znajduje się znany drewniany kościół ewangelicki z roku 1688, który w 2008 roku został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. My niestety nie decydujemy się na jego zwiedzanie, bo akurat przyjechał cały sznur samochodów z autem pary młodej na czele.
W sumie 12km podjazdu (od Dolnego Kubina) z czego ostatnie trzy o nachyleniu 12% dało nam mocno popalić. Było to pierwsze, prawdziwe przywitanie się z Tatrami, a dokładnie witały nas Góry Choczańskie, będące częścią Łańcucha Tatrzańskiego. Na szczycie, kawałek przed Malatiną, którą mamy okazję podziwiać z góry, możemy złapać oddech i nacieszyć się widokami na Pogórze Orawskie, Magurę Orawską, a także Tatry Zachodnie!
Pewnie domyślacie się, że Malatina – mała wioska w Górach Choczańskich – przeleciała nam błyskawicznie, a potem jeszcze jazda z górki przez Dolinę Sesterską, gdzie cieszyliśmy się, że nie wybraliśmy odwrotnego kierunku, bo byłoby zdecydowanie trudniej podjechać.
Kolejnym punktem na mapie Szlaku Wokół Tatr jest jezioro Liptovska Mara, które jest największym zbiornikiem retencyjnym Słowacji oraz miejscem do wypoczynku i rekreacji. W Liprowskim Tarnowcu (Liptovsky Trnovec) znajduje się plaża, wypożyczalnia sprzętu wodnego i pole namiotowe z pięknymi widokami na jezioro i Niżne Tatry. Natomiast głównym miastem tego historycznego regionu o nazwie Liptów jest Liptowski Mikułasz (Liptovsky Mikulas). Szlak prowadzi tutaj obok Tatralandii i Lidla, w którym robimy zapasy na noc. Jednak po zakupach, na rewelacyjnej drodze rowerowej wzdłuż rzeki Wag, łapie nas mocny deszcz, którego – na nasze nieszczęście – nie widać końca. Zdecydowaliśmy, że jednak mój ukochany namiot od Fjord Nansena zostanie w sakwie i zaczęliśmy szukać pokoju na noc. Odbiliśmy się od zamkniętych drzwi i kilka razy usłyszeliśmy o braku miejsca, ale w końcu się udało! Zapłaciliśmy 21 Euro za dwuosobowy pokój w Węgierskiej Wsi (Uhorska Ves) i choć mieliśmy prysznic i dostęp do prądu to jednak czuliśmy, że to nie to co planowaliśmy. Bez tego biwakowego klimatu i bez magicznego widoku z rana… Szkoda!
NIŻNE TATRY NA POCZĄTEK DRUGIEGO DNIA
Drugi dzień zaczął się od dużo lepszej pogody. Powitało nas słońce i góry, które dzięki dobrej przejrzystości powietrza były dużo lepiej widoczne niż wczoraj. Jechało się przyjemnie, ale w głowie wciąż taki lekki niedosyt po rezygnacji z biwaku. Tym bardziej, że mijaliśmy miejsca, które idealnie by się sprawdziły na dziki nocleg. We wsi Kralova Lehota można też skorzystać z dużego pola namiotowego nad rzeką Czarny Wag.
No to zaczęły się podjazdy! Tuż za polem namiotowym trzeba było zrzucić łańcuch na niższą zębatkę i ruszyć w górę. Przejazd przez Niżne Tatry był doskonałym treningiem przed późniejszymi, dużo trudniejszymi podjazdami. Tutaj droga była pofalowana, więc jechało się kawałek w górę, a potem szybki zjazd i tak na przemian.
Naokoło lasy, więc bez spektakularnych krajobrazów, poza jednym miejscem – dolny zbiornik przy elektrowni wodnej na rzece Czarny Wag. Klimatyczne zakątek pośrodku gór, który ma swój niesamowity urok. Kawałek za zbiornikiem znajduje się pomnik zbudowany na pamiątkę pobytu Józefa Habsburga, palatyna węgierskiego, który przebywał tu w 1804 roku podczas polowania w tutejszych lasach.
DROGI ROWEROWE W OKOLICACH POPRADU
Po wyjechaniu z lasów obrastających Niżne Tatry pojawiły się przed nami zabudowania wsi Szuniawa (Sunava), a po bokach rozległe pola pszenicy, za którymi widniały najwyższe szczyty Wysokich Tatr z Gerlachem na czele. Jeszcze lepszy widok towarzyszył nam na zjeździe do kolejnej wsi Szczyrba (Strba). Wciskałem hamulec nie dla bezpieczeństwa, a dla jak najdłuższego cieszenia się tym wspaniałym widokiem. Niesamowity odcinek!
W Świcie (Svit) Szlak Wokół Tatr znów wjeżdża na drogę rowerową i to nie byle jaką! Początkowo wzdłuż rzeki Młynówki, a potem wzdłuż rzeki Poprad do samego centrum Popradu. Postanowiliśmy przyspieszyć, bo dość słaby czas mieliśmy, a odcinek lekko opadającej asfaltowej drogi rowerowej był idealny do nadrobienia. Do tego wspaniała sceneria: góry, rzeka, więc trzeba było to uwiecznić na zdjęciu. Odwróciłem się na chwilę, żeby zrobić Bolowi fotkę, potem spojrzałem na telefon czy dobrze wyszła i tu nagle lekki uskok, zjazd na trawę i kaskiem w asfalt! Mój pierwszy upadek na rowerze! Niestety z własnej głupoty i całe szczęście, że nic poważniejszego się nie stało… Łokieć, kolano, kierownica i sakwy przyjęły wszystko na siebie, więc zakończyło się tylko otarciami i urwanym lusterkiem. Gdybym nie miał kasku, mogłoby być o wiele gorzej…
Z krwawiącym kolanem i plasterkiem na palcu, którym opatrzył mnie Bolo, a który był przeznaczony na ziazie jego bajtli, dojechaliśmy do Popradu. Fajnie, że szlak przejeżdża przez centrum tego miasta z pięknie odrestaurowanym rynkiem i z dominującym nad nim kościołem św. Idziego.
Przez całą Kotlinę Popradzką jechaliśmy raczej z górki, ale było też kilka podjazdów na niewielkie wzniesienia, przez które prowadził mnie ślad Szlaku Wokół Tatr. Dzięki tym wzniesieniom znów mogliśmy podziwiać Wysokie Tatry na tle pól pszenicy. Niesamowite widoki i genialne odcinki zwłaszcza ten między Wierzbowem (Vrbov) a Kieżmarkiem (Kezmarok), który uraczył nas bardzo dobrej jakości drogą rowerową. Tak! Taką przez pola z widokiem na Tatry! Taką widokówkową!
Przez Kieżmark (Kezmarok) znów przejechaliśmy drogami rowerowymi, które nieco zaskoczyły nas na przecięciach z drogami publicznymi. Przed przejazdem rowerowym ustawione są barierki, takie jak u nas przed przejazdem kolejowym, ale są tak blisko siebie, że z sakwami przeprowadzaliśmy rowery na styk, albo ocierając o nie jak się nieco gorzej trafiło. Serio! Bardzo wąsko, a według mnie zbyt wąsko.
Długie i bogate dzieje miasta Kieżmark pozostawiły mu w szczególności zabytkowy zespół miejski – niewielki, lecz o urozmaiconym obliczu architektonicznym. Budowle reprezentują różne style, a do najcenniejszych zabytków należą: drewniany kościół Św. Trójcy wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO, budynki ratusza i reduty na Rynku, a także późnogotycki zamek wzniesiony w drugiej połowie XV wieku i później wielokrotnie rozbudowywany. Kolejny zamek znajduje się ok. 5km dalej, w Białej Spiskiej (Spisska Bela). Pałac Strażki (Kastiel Strazky) jest klejnotem architektury renesansowej i jednym z najstarszych grodów na Słowacji, a uroku mu dodaje park urządzony w stylu angielskim.
Z WIDOKIEM NA WYSOKIE TATRY
W Białej Spiskiej (Spisska Bela) zaczyna się słowacka cyklotrasa, która prowadzi aż do Tatrzańskiej Kotliny. Równa asfaltowa droga rowerowa z wieloma wiatami odpoczynkowymi, prowadząca wzdłuż drogi krajowej nr 66, miała nam dać wiele radości z jazdy. Jednak wiejący prosto w twarz wiatr w połączeniu z unoszeniem się terenu sprawił, że ten rewelacyjny odcinek dał nam mocno w kość. Jechaliśmy nieco walcząc, ale widok majestatycznie górującej przed nami Łomnicy (2634m) – drugiego szczytu Tatr po Gerlachu (2655m) – sprawiał, że nie rzucaliśmy niecenzuralnymi epitetami.
Za Tatrzańską Kotliną asfalt zostaje zastąpiony przez szutry, a za miejscowością Zdziar (Zdiar) droga przez Dolinę Mąkową, oddzielającą Magurę Spiską od Tatr Bielskich, coraz bardziej zaczyna przypominać szlak pieszy niż rowerowy. Niełatwą drogą dla sakwiarza udało się dojechać do ośrodka narciarskiego Średnica, który powstał na pobliskich urokliwych stokach i przeznaczony jest raczej dla początkujących narciarzy.
Czas słaby, a my bez solidnego obiadu i podmęczeni przez tatrzańskie podjazdy. Do tego pogoda się zepsuła i zaczęło kropić. Dlatego wskakujemy na szybko do knajpki Średnica przy drodze prowadzącej do Polski i zamawiamy węgierskiego fast fooda. Langosz z serem dostarcza nam energii na ostatni słowacki podjazd. Jego szczyt znajduje się na granicy Tatrzańskiego i Pienińskiego Parku Narodowego, a za nim czeka długi, kilkunastokilometrowy zjazd do wsi Osturnia (Osturna). Piękna wieś z charakterystycznymi góralskimi gospodarstwami, położona na pograniczu polsko-słowackim jest prawdopodobnie najdłuższą wsią Słowacji, a jej mieszkańcy do dziś noszą typowe góralskie stroje.
PRZEZ PIENINY DO NOWEGO TARGU
Wracamy do Polski i od razu wyciągamy złotówki z portfela aby uzupełnić bidony i elektrolity. W Kacwinie na uwagę zasługują dwa wodospady na Kacwinance: pierwszy „pod Upłazem” na tuż za granicą, a drugi „pod Młynarzówką” przy kościele w centrum wsi. Właśnie za tym drugim wodospadem zaskakuje nas bardzo stromy podjazd, który jednak wynagradza nam włożony wysiłek fantastyczną panoramą Pienin z ich najwyższym szczytem Trzy Korony.
Kolejna ściana kilka kilometrów dalej. Tutaj już nie dajemy rady! Nasze rowery obładowane sprzętem turystycznym, który niestety się nie przydał, były wpychane kilkaset metrów pod górę. Tak stromych podjazdów w Pieninach Spiskich, czyli tych niższych, nie spodziewaliśmy się. Na dodatek to nie był ostatni podjazd! Jeszcze jeden czekał we wsi Łapsze Niżne i ciągnął się aż do Dursztyna. 4 kilometry jazdy pod górę, a nawet moment pchania, bo już mi podnosiło przednie koło i przechylało do tyłu. Przez ten odcinek wspięliśmy się 200 metrów wyżej, a tam czekał na nas piękny widok na Pieniny i Gorce po jednej stronie oraz Tatry po drugiej stronie drogi. A potem te zjazdy w towarzystwie zachodzącego słońca… Bajka!
Przekraczając Białkę opuszczamy Spisz, a dokładnie Zamagurze Spiskie, czyli historyczny region położony na pograniczu polsko-słowackim. Spiszacy wykazują duże poczucie odrębnej od góralskiej tożsamości (uważają się za Śpisoków, nie Góroli). Poza odrębną historią, kulturą i tradycją, region może pochwalić się charakterystyczną architekturą. Wyraźnie odmienny jest np. układ zabudowy wsi. Spiskie wioski mają zwarty, miasteczkowy charakter, a ich zabudowa skupiona jest wokół głównej drogi, rozszerzającej się w centrum w okazały rynek z kościołem i gminnymi obiektami. Domy mieszkalne na wąskich działkach ustawione są szczytem do ulicy, a na zewnątrz wsi, w pewnej odległości od reszty budynków, ciągną się rzędy szalowanych deskami stodół.
Warto również wspomnieć, że od Kacwina aż do Gronkowa przed Nowym Targiem, jedzie się w większości asfaltowymi drogami dedykowanymi dla rowerzystów, a w Nowym Targu aż do mostu nad Białym Dunajcem – leśną drogą szutrową. Na takiej drodze, za wsią Nowa Biała, naszą uwagę przykuło drzewo rosnące przy kaplicy pw. św. Marii Magdaleny. W sumie to nie drzewo nas zaciekawiło, ale ptaki, które na nim siedziały… To były bociany, dziesiątki bocianów na drzewie! Pierwszy raz coś takiego widzieliśmy!
Z już zapalonymi lampkami, po zmroku, zmęczeni i głodni, docieramy do naszego parkingu w Nowym Targu. Szlak Wokół Tatr dał nam popalić, ale jednocześnie obdarował nas mnóstwem fantastycznych widoków, które długo pozostaną w pamięci. Przejechaliśmy łącznie 296km w 2 dni, a to zdecydowanie za mało czasu, żeby w pełni móc nacieszyć się tatrzańskimi krajobrazami. Zdecydowanie Wam polecam! Rozłóżcie sobie ten dystans na minimum 3 dni, ale koniecznie tam jedźcie, bo to widokowo fantastyczny szlak.