Dookoła Beskidu Śląskiego
Pętla rowerowa dookoła Beskidu Śląskiego ze startem z Mysłowic. 260km i dwa dni wspaniałej, rowerowej przygody z noclegiem w górach! Piękne widoki, strome podjazdy i kręcenie popularnymi szlakami: Wiślana Trasa Rowerowa i czerwony szlak rowerowy nr 1…
Start: Mysłowice
dookoła Beskidu Śląskiego
Meta: Mysłowice
Odległość: 260km
Czas: 2 dni
MAPA
Pobierz ślad trasy: GPX | KML | RAR
Przydał Ci się artykuł? Skorzystałeś z pliku GPX? Możesz za to podziękować stawiając mi kawę :)
blok reklamowyWSTĘP
Już na początku roku zaplanowałem sobie trzy wyprawy rowerowe… W maju było Green Velo, w czerwcu pojechałem nad morze. No to gdzie teraz? … oczywiście góry! Wybrałem Beskid Śląski, choć zastanawiałem się też nad wycieczką dookoła Tatr. Już kilka miesięcy wcześniej zrobiłem wstępny szkic trasy, która prowadziła z Mysłowic przez Pszczynę do Bielska, następnie pętla dookoła Beskidu Śląskiego i powrót tą samą trasą do domu. Jednak na kilka tygodni przed wyjazdem trasa się zmieniła. Pełnej pętli nie zrobiłem, ponieważ postanowiłem przejechać podczas wyprawy całą Wiślaną Trasę Rowerową w województwie śląskim. Trasa przybrała kształt ósemki, co było ciekawsze, bo nie wracałem po swoich śladach.
260 kilometrów zaplanowane! Myślałem o trzech dniach, ale ostatecznie zdecydowałem się na dwa. Pierwszy dzień planowałem skończyć w okolicach Istebnej i mimo że jest tam wiele pokoi do wynajęcia, zdecydowałem się zabrać ze sobą namiot. Biwak w górskiej dziczy – tak sobie to wymyśliłem!
Jest połowa września, dni są już krótsze, na ulicach coraz więcej liści, ale od kilku dni pogoda idealna na rower: czyste, bezchmurne niebo, 25 stopni i słońce! Cieszyło mnie to, ale jak wiadomo dobra pogoda w Polsce długo nie trwa, więc bałem się, że akurat w dzień mojego wyjazdu się zepsuje i będą nici z pięknych widoków…
DZIEŃ 1: Przez Pszczynę w góry… i dziki nocleg!
Mysłowice – Istebna, 124km
Na bagażnik roweru wrzuciłem dwie sakwy i worek, wszystko waży niecałe 15kg także będzie co wciągać na górskie szczyty. O 8:00 pierwsze depnięcie w pedały i ruszam! Pogoda dopisywała i zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Jechałem w kierunku wieży radiowo-telewizyjnej, a potem mijając Kopalnie Wesoła opuściłem miasto. Na Tychy pędziłem długą prostą, którą do treningu upodobało sobie wielu śląskich kolarzy, ja natomiast za tą drogą nie przepadam, bo jest zbyt monotonna i wybrałem ją tylko z tego powodu, że ma nazwę pasującą do mojej wyprawy – Beskidzka! Tychy przejechałem ścieżkami rowerowymi wzdłuż głównej drogi. Po drodze krótki przystanek na fotkę przy Browarze Tyskim. Krótki, bo gdybym zaczął zwiedzać to osiągnięcie celu wyprawy mogłoby być ciężkie…
Trafiłem na czerwony szlak rowerowy, którym wjechałem wreszcie do lasu, a w nim piękny Zameczek Myśliwski Promnice nad brzegiem Jeziora Paprocańskiego. Neogotycki zameczek został wybudowany dla najznakomitszych gości zapraszanych na polowania w Puszczy Pszczyńskiej. Gościli tu m.in. Wilhelm I Hohenzollern – król Prus, Wilhelm II – cesarz Niemiec czy księżna Daisy. Jadąc dalej natrafiłem na drewnianą rzeźbę halabardników pilnujących Promnic i wjechałem na aleję Książęcą.
Początkowo gładki i czysty asfalt, potem klimatyczna, bo w dużej mierze zakryta liśćmi z otaczającego gęstego lasu, droga sprawia, że co chwilę mijałem rowerzystów, biegaczy i spacerowiczów. Do wsi Piasek jechałem cały czas lasami Kobiórskimi, a do Pszczyny wjechałem aleją Dębową, którą niegdyś książę pszczyński przemierzał, jadąc na polowania do Zameczku w Promnicach.
Dotarłem do Pszczyny, jednego z najbardziej popularnych, a może najpopularniejszego celu rowerowych wycieczek w województwie śląskim. Nie ma się co dziwić, miasteczko jest piękne! Centrum stanowi rozległy Rynek, jeden z największych i najpiękniejszych w południowej Polsce. Otaczają go starannie odrestaurowane kamieniczki z XVIII i XIX wieku, a w jego sąsiedztwie znajduje się Zamek otoczony zabytkowym parkiem w stylu angielskim. Park składa się z trzech różniących się od siebie części, ale przejechałem tylko przez dwie. Pierw pokręciłem się po Parku Zamkowym, gdzie nawet udało mi się zgubić, a potem ruszyłem do drugiej części zwanej Dziką Promenadą lub Zwierzyńcem z Zagrodą Żubrów i polem golfowym.
Z Pszczyny szybko przemieściłem się nad Jezioro Goczałkowickie. Jest to piąty największy sztuczny zbiornik w Polsce pod względem pojemności, a czwarty pod względem powierzchni. Wjechałem na zaporę, która zatrzymuje wody Wisły, a dodatkowo jest obiektem służącym do aktywnego spędzania wolnego czasu, ale całej nie przejechałem. W połowie zapory zjechałem z niej i przez Zabrzeg, a potem Ligotę i Mazańcowice dojechałem do Bielska. Odcinek mało ciekawy, ale jak tylko pojawiały się większe przestrzenie między szpalerem domów, pojawiały się również Beskidy, do których zmierzałem.
W Bielsku-Białej pojawiły się pierwsze podjazdy, takie na rozgrzewkę. Najpierw większymi drogami, potem coraz mniejszymi i węższymi wjechałem do Starego Miasta, którego układ urbanistyczny wpisany jest do rejestru zabytków, podobnie jak wszystkie kamienice przy Rynku. W centrum Rynku znajduje się fontanna z rzeźbą rzymskiego boga mórz – Neptuna, a w innej części kopia XIX wiecznego pomnika św. Jana Nepomucena. Połowa trasy już za mną, spędziłem tutaj pół godziny i ładowałem się przed kolejnymi wyzwaniami.
Ruszyłem dalej i po kilku kilometrach wjechałem na czerwony szlak rowerowy prowadzący z Czechowic-Dziedzic do Przełęczy Glinka na granicy polsko-słowackiej. Początkowo ścieżką rowerową wzdłuż ruchliwej ulicy, a potem wzdłuż rzeki Biała. Ścieżka rowerowa zmieniła się w wąską ścieżkę gruntową, ale tak wąską, że nogami ocierałem o pokrzywy i do tego w pewnym momencie musiałem przeprawić się z rowerem przez mały potoczek. Przynajmniej mogłem się orzeźwić zimną górską wodą. Po 14:00 melduję się w Bystrej i tam decyduję się na obiad w małej restauracji z domowymi obiadami, przypominam sobie smak zupy szczawiowej z jajkiem. Pycha!
Od Bielska-Białej praktycznie przez kolejnych 13km cały czas pod górę aż do wsi Meszna, gdzie wjeżdżam na 545m. Potem zjazd do Buczkowic i krótka przejażdżka wzdłuż rzeki Żylica. Nawierzchnia ciągle się zmieniała, bo jechałem polami, lasami oraz słabszymi i lepszymi drogami asfaltowymi, ale od wsi Godziszka się unormowało. Asfaltem raz pod górę, raz z górki, cały czas wzdłuż najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego, nad którym szaleli miłośnicy paralotni. Skrzyczne mają 1257 m n.p.m. a na jej szczycie znajduje się charakterystyczny 87-metrowy maszt nadajnika RTV, dlatego łatwo ją odróżnić od innych szczytów.
Przez wieś Lipowa i Radziechowy dojechałem do Węgierskiej Górki, a tam mostem nad Sołą i wjechałem na Trakt Cesarski. Droga powstała w XVIII wieku, za panowania Józefa II i służyła jako najkrótszy szlak komunikacyjny między Krakowem a Wiedniem. Asfaltem jechałem 4km i w międzyczasie opuściłem czerwony szlak rowerowy, którym jechałem od Bielska. Z asfaltu wjechałem na kamienistą drogę, która ciągnęła się przez kilometr pod górę. Ten kamienisty odcinek był bardzo nieprzyjemny i następnym razem będę go omijał!
Wjechałem do Kamesznicy leżącej u południowych i wschodnich podnóży masywu Baraniej Góry. To jedyna taka parafia w Polsce, gdzie odbyło się więcej bezalkoholowych niż alkoholowych przyjęć zawarcia związku małżeńskiego. W Kamesznicy rozpocząłem podjazd do najwyżej położonej wsi w Beskidzie Śląskim, do Koniakowa. Przez 10km ciągle pod górkę, początkowo łagodnie, ale ostatnie 3km to droga o nachyleniu ok. 8%. Tam się poddałem, nie dałem rady wjechać, więc musiałem pchać rower z 15-kilogramowym bagażem. Było ciężko, bardzo ciężko, ale nie poddawałem się i doczołgałem się do Koniakowa. Tam piękne widoki na Beskidy ukoiły moje cierpienie. Koniaków znany jest z produkcji koronkowych ozdób, które na każdym kroku możemy tutaj zakupić. Przeważnie po podjeździe jest zjazd i tak było tutaj, z Koniakowa do Istebnej leciało się 60km/h. Trzeba uważać, mnie podbiło na dziurze, ale na szczęście tylko bidon się roztrzaskał. A po zjeździe podjazd… pod Złoty Groń, gdzie zdecydowałem się na rozbicie biwaku. Zimą funkcjonuje tutaj ośrodek narciarski, także na niezalesionym, wschodnim zboczu rozłożyłem namiot.
DZIEŃ 2: Śląską Wiślaną Trasą Rowerową!
Istebna – Mysłowice, 133km
Budzę się o 7:00 i wychylam głowę z namiotu, ustawionego w stronę wschodzącego zza gór słońca. Piękny widok, niesamowite uczucie, aż nie chciało się stamtąd ruszać! Cieszyłem się chwilą, powoli zjadłem śniadanie, a potem siedziałem przy gorącej kawie wpatrując się w górskie szczyty. Dwie godziny zajęło mi złożenie wszystkiego, w końcu złapałem kierownicę roweru i sprowadziłem go zboczem na asfaltową drogę prowadzącą do Stecówki.
Zacząłem 6-kilometrowy podjazd, przyjemnie się jechało, nie jest on bardzo wymagający. Była to ostatnia górska wspinaczka tej wyprawy, wjechałem na 785m, a potem 4km zjazdu do Jeziora Czerniańskiego. Jednak po drodze test hamulców i mocne hamowanie żeby spędzić chwilę na tarasie widokowym przy Rezydencji Prezydenta RP w Wiśle. Gościli tutaj Ignacy Mościcki i Bolesław Bierut.
Na zaporze na Jeziorze Czerniańskim znajduje się początek Wiślanej Trasy Rowerowej, która ma połączyć Beskidy z Bałtykiem. Początkowo jechałem kilka kilometrów asfaltem, ale potem już ścieżkami rowerowymi wzdłuż Wisły. Bez podjazdów, bez zjazdów, cały czas płasko, czasami asfaltem, czasami szutrem, ale cały czas rewelacyjnie jechało się raz prawym, raz lewym brzegiem Wisły. Pogoda rozpieszczała i wzdłuż rzeki w słońcu wypoczywali „plażowicze”. Jechało się tak przyjemnie, że nawet nie wiem kiedy minąłem główne miejscowości turystyczne Beskidu Śląskiego: Wisłę i Ustroń. Następnie nie odrywając się od Wisły, przejechałem Skoczów oraz Ochaby i dopiero w Drogomyślu Wiślana Trasa Rowerowa odbija od brzegu rzeki. Trzeba zauważyć, że odcinek od Wisły Centrum do Drogomyśla jest niemal w całości wyłączony z ruchy samochodowego!
W Drogomyślu Wiślana Trasa Rowerowa odbija na wschód i mało ruchliwymi drogami asfaltowymi dojechałem do Zaborza, gdzie wjechałem do lasu. Dobrą leśną drogą przez piękne lasy objęte programem „Natura 2000” dojechałem do wsi Landek, a za nią znów lasami do Zabrzegu. Tutaj te drogi leśne, a później asfaltowe trochę dziurawe, więc nieźle mnie wytrzęsło, ale udało mi się dojechać do zapory w Goczałkowicach. Tym razem przejeżdżam cały, niemal 3-kilometrowy odcinek, zataczając tym samym dolne koło ósemki rysowanej śladem na mapie.
Za zaporą odbiłem w prawo i ukazał się charakterystyczny krajobraz Doliny Górnej Wisły. Mnóstwo stawów hodowlanych, które zostały założone ponad 600 lat temu i należą do najstarszych w Polsce. Miejsce to pełni również bardzo ważną funkcję ekologiczną, ponieważ stanowi miejsce bytowania wielu cennych gatunków roślin i zwierząt wodno-błotnych.
Krajobraz na chwilę się zmienił, gdy wjechałem do Czechowic-Dziedzic. Tam przywitały mnie góry węgla KWK Silesia i Staw Kopalniok, który otoczony jest domkami wędkarskimi, mającymi niestety lata świetności już dawno za sobą. Dalej pojechałem między osiedlem familoków, mocno przypominających katowicki Nikiszowiec. Po górniczym wątku wróciłem nad Wisłę i jej wałem Wiślaną Trasą Rowerową dojechałem do Dankowic, a potem asfaltem do granicy województwa śląskiego i małopolskiego. Wiślana Trasa Rowerowa się tutaj kończy. Więcej na jej temat przeczytacie we wpisie Wiślana Trasa Rowerowa w województwie śląskim.
Wjechałem do województwa małopolskiego! Krajobraz się nie zmienił, nadal między stawami, a potem wąskim mostem, w którym ledwo mieścił się rower, przejeżdżam nad Wisłą i wracam do śląskiego. W miejscowości Góra minąłem drewniany Kościół Św. Barbary, który znajduje się na Szlaku Architektury Drewnianej. Następnie przez Gilowice, a potem przez kolejne mniejsze miejscowości dojechałem do Bierunia, gdzie zatrzymałem się na większy posiłek.
Po godzinnym odpoczynku, pełen energii pojechałem na Chełm Śląski i dalej nad Zbiornik Dziećkowice, który jest jednym z najczystszych zbiorników w województwie śląskim i służy jako źródło wody pitnej. Dochodziła 19:00, słońce schodziło coraz niżej, a ja jadąc brzegiem zbiornika, a potem wzdłuż Przemszy, zbliżałem się do końca dwudniowej wyprawy rowerowej.
PODSUMOWANIE
W planach miałem przejechać 260km w 2 dni, wyszło o 15km więcej, bo kilka razy zboczyłem z trasy. Wyprawę zaliczam do super udanych. Góry jednak zweryfikowały moją kondycję fizyczną. Niestety nie udało mi się podjechać pod stromą górę jadąc z Kamesznicy do Koniakowa. Może bez obciążenia bym dał radę, ale po 130km w nogach i z 15-kologramowymi sakwami po prostu poległem.
Oczywiście najpiękniejsze na wyprawie były widoki. Beskid Śląski jest piękny i malowniczy, słońce i zbliżająca się jesień jeszcze podkreśliły jego walory. Nigdy nie zapomnę poranka przed namiotem na Złotym Groniu!
W drugim dniu, zamiast gór, dominowała Wisła, stawy i zbiorniki wodne. Wiślana Trasa Rowerowa okazała się bardzo łatwa i idealnie nadaje się na wycieczkę ze swoją drugą połówką. Zwłaszcza jej pierwsza część z Wisły do zapory w Goczałkowicach.