Rowerem wzdłuż Bałtyku. Szlakiem EuroVelo10
Szlak EuroVelo10 wzdłuż Bałtyku to jedna z najpopularniejszych tras rowerowych w Polsce! Prowadzi przez tętniące życiem nadmorskie miasteczka, wzdłuż piaszczystych plaż i spektakularnych klifów, a także przez malownicze parki narodowe i spokojne kaszubskie wsie. Szlak jest pełny atrakcji turystycznych i przepięknych widoków, które co rusz chłonie się z perspektywy rowerowego siodełka. To idealny szlak dla sakwiarzy, którzy przez setki kilometrów mogą podróżować nie martwiąc się o dostępność noclegu, a także świetna opcja na wycieczkę rowerową podczas urlopu nad morzem.
Ja na swoją wyprawę rowerową wzdłuż Bałtyku wybrałem się w drugiej połowie czerwca 2020 roku, czyli jeszcze przed sezonem wysokim. Wczasowiczów było już sporo, ale nie było tłumów na ścieżkach rowerowych. Zdecydowałem się rozpocząć trasę w Świnoujściu i skończyć w Gdańsku. Wraz ze zwiedzaniem i dojazdami do ciekawych miejsc wyszło mi równe 500km. Wyprawę rozłożyłem na 5 dni, z czego ostatni to tylko kilkanaście kilometrów dojazdu na pociąg. Noclegi pod namiotem, więc sakwy obciążone sprzętem turystycznym.
Start: Świnoujście
Meta: Gdańsk
Odległość: 464 km (ze zwiedzaniem 500km)
Czas: 5 dni
MAPA
Pobierz ślad trasy: GPX | KML | RAR
Przydał Ci się artykuł? Skorzystałeś z pliku GPX? Możesz za to podziękować stawiając mi kawę :)
blok reklamowyDOJAZD
Uważam że ze Śląska mamy bardzo dobre połączenie z nadbałtyckim szlakiem rowerowym EuroVelo10. Gdy w Katowicach wsiądziecie do pociągu kilkadziesiąt minut po północy to w Świnoujściu zameldujecie się po 12:00. Podróż długa, bo 11,5h w pociągu, ale na szczęście nie marnujemy dużo dnia. Z Gdańska macie natomiast kilka opcji. Po 15:00 wrócicie do Katowic szybkim pociągiem IC lub błyskawicznym Pendolino, a po 21:00 nieco wolniejszym TLK. We wszystkich pociągach Wasze rowery będą wygodnie podróżować w wagonie rowerowym, ale pamiętajcie żeby zarezerwować bilet wcześniej. W sezonie może być bardzo tłoczno. Bilet na pociąg IC w jedną stronę kosztuje ok. 80zł.
SZLAK ROWEROWY EUROVELO10 WZDŁUŻ BAŁTYKU – OZNAKOWANIE, NAWIERZCHNIA
Słynny polski szlak wzdłuż Bałtyku jest częścią dużo większego międzynarodowego szlaku EuroVelo10, który przez 9 krajów prowadzi rowerzystów dookoła Morza Bałtyckiego. Polski odcinek rozpoczyna się na polsko-niemieckiej granicy w Świnoujściu, a kończy w Braniewie na granicy z Rosją. Jego przebieg w terenie pokrywa się częściowo ze Szlakiem Żelaznej Kurtyny, dlatego na oznakowaniu oprócz 10 pojawia się także 13.
Polski odcinek szlaku EuroVelo10 jest cały czas w trakcie budowy. Co trochę powstają nowe odcinki, które mają podnieść bezpieczeństwo rowerzystów oraz wygodę użytkowania, a także spełniać europejskie standardy. W województwie zachodniopomorskim postęp prac można śledzić na interaktywnej mapie: www.trasyrowerowe.wzp.pl
Warto także zajrzeć na Velomapa.pl, gdzie w jednym miejscu znajdziecie mapę nie tylko szlaku wzdłuż Bałtyku, ale także szlaków dojazdowych oraz innych tras ciekawych na kilkudniową wyprawę rowerową.
Oznakowanie szlaku EuroVelo10 niestety nie jest najlepsze. Po doskonale oznakowanym odcinku znakami typu R4 (pomarańczowe tabliczki) nagle ciągłość się kończy lub pojawiają się stare znaki typu R2 (biało-zielone). Koniecznie wgrajcie sobie plik GPX – bez niego ani rusz. Na trasie znajdują się także znaki z kilometrażem do najbliższych miejscowości, ale brakuje tablic informacyjnych z mapą oraz tabliczek do ciekawych miejsc w okolicy.
Nawierzchnia szlaku EuroVelo10 jest bardzo różnorodna. Trasa poprowadzona jest drogami rowerowymi, drogami o małym natężeniu ruchu, drogami polnymi oraz przez lasy. Są fantastyczne odcinki, po których jazda to czysta przyjemność, ale także fatalne, kiedy to trzeba pchać rower po piaszczystych lasach.
MOJA WYPRAWA ROWEROWA WZDŁUŻ BAŁTYKU
DZIEŃ 1
Świnoujście – Międzyzdroje – Pobierowo – Niechorze – Mrzeżyno – Grzybowo, 111km
Ponad 11-godzinna podróż pociągiem kończy się, więc około godziny 12:00 wreszcie mogę wsiąść na rower i zacząć moją kilkudniową wyprawę. Kilkadziesiąt metrów od dworca PKP w Świnoujściu wjeżdżam na szlak EuroVelo10 i ruszam na wschód! Zgodnie z planem odpuszczam sobie przeprawę promową i zwiedzanie centrum Świnoujścia z jego słynną promenadą. Byłem tam 2 lata temu, kiedy to w Świnoujściu kończyłem wyprawę ze Śląska nad morze przez trzy kraje. Jeśli natomiast nie byliście to zdecydowanie warto! Przeprawa promowa jest darmowa, a do polsko-niemieckiej granicy macie tylko 7km. Zobaczycie przede wszystkim znak rozpoznawczy miasta, którym jest Stawa Młyny – wysoki na 10 metrów biały monument w kształcie wiatraka ulokowany na końcu falochronu przy ujściu Świny do Morza Bałtyckiego. Kolejnym miejscem wartym zobaczenia jest Fort Anioła, a także Promenada Nadmorska z muszlą koncertową i zabytkowymi pensjonatami.
Po kilku kilometrach jazdy decyduję się opuścić szlak EuroVelo10, żeby 2km dojechać do latarni morskiej w Świnoujściu. Po drodze mijam Fort Gerharda, który należy do najlepiej zachowanych do obecnych czasów pruskich nadbrzeżnych fortów artyleryjskich w Europie. Fani obiektów militarnych, jadąc szlakiem EuroVelo10, będą mogli zobaczyć skrytą w lesie wieżę dalmierz Baterii Goeben oraz Podziemne Miasto na wyspie Wolin. Jest to dostępna do zwiedzania sieć podziemnych korytarzy łączących kilka wielkich schronów, ukrytych pod nadmorskimi wydmami. Chociaż bardzo chciałem, nie udało mi się zwiedzieć Podziemnego Miasta… Nie doczytałem, że w czerwcu czynne tylko w środę i weekend.
Piaszczystymi drogami leśnymi, które skutecznie chroniły przed panującym tego dnia upałem, ale dawały lekko po tyłku, dojechałem do Międzyzdrojów. Tutaj znów postanowiłem zjechać ze szlaku, żeby po 18km jazdy wreszcie zobaczyć morze. Na ten widok czekałem! Chcąc wydłużyć chwilę, robię przerwę na Promenadzie Aquamarina. W Międzyzdrojach zobaczyłem molo, wziąłem mapki szlaku z punktu informacji turystycznej i pokręciłem się po Alei Gwiazd. Tłumy turystów, a do tego mało przyjazne rowerzystom centrum, nie zachęcają, więc szybko ruszyłem w dalszą podróż.
Kolejny odcinek to przejazd przez Woliński Park Narodowy, na terenie którego zlokalizowana jest m.in. Pokazowa Zagroda Żubrów. Tutejszy krajobraz kształtuje pasmo wzniesień graniczące z morzem, tworząc wysokie nawet na 93 metry klify oraz malowniczo położone polodowcowe jeziora. Szlak oddala się od Morza Bałtyckiego aby ponownie zbliżyć się do niego w Międzywodziu, skąd rowerówką wzdłuż drogi wojewódzkiej szybko przemieszczam się do Dziwnowa i dalej do Dziwnówka.
W nogach już ponad 60km trasy. Rower mocno obciążony i nieprzespana noc w pociągu, więc nadszedł czas na regenerację. Prowiant został z nocki, termos jeszcze trzymał ciepłą herbatę, znalazła się nawet ławeczka i rewelacyjna miejscówka na klifie ze świetnym widokiem na Bałtyk. Jest pięknie!
Przez Pobierowo szlak EuroVelo10 prowadzi główną uliczką tętniącego życiem miasteczka. W Pustkowie oglądam Bałtycki Krzyż Nadziei, będący wierną kopią krzyża ustawionego na Giewoncie w Tatrach. Natomiast w Trzęsaczu u brzegu morza odnajduję ruiny zbudowanego w XV wieku kościoła. Ciekawostką jest fakt, że pierwotnie budynek znajdował się ok. 2km od krawędzi klifu, jednak w skutek jego podmywania, na przełomie kolejnych lat, niszczeniu ulegały kolejne fragmenty obiektu. Do dziś pozostał jedynie ściana konstrukcji.
Dalsza trasa prowadzi przez Rewal z Pomnikiem Małego Księcia i Niechorze, gdzie warto zatrzymać się na zwiedzanie Parku Miniatur Latarni Morskich. W Niechorzu szlak wprowadził mnie na drogę rowerową, która wzdłuż linii Nadmorskiej Kolei Wąskotorowej doprowadziła mnie do Pogorzelicy, a dalej już leśnymi duktami do Mrzeżyna. W lesie moją uwagę zwróciło miejsce odpoczynku dla rowerzystów, w której można naładować telefon lub skorzystać z sieci WiFi. Fajna sprawa!
W Mrzeżynie pękła setka, więc zaopatrzyłem się na noc i rozpocząłem poszukiwanie odpowiedniego noclegu. Chciałem wreszcie spełnić jedno z moich marzeń – biwak na plaży. To był jeden z głównych celów wyprawy. Udało się! Znalazłem fajny, szeroki i mało uczęszczany odcinek między Dźwirzynem a Grzybowem. Przy zachodzącym słońcu szybko rozbiłem namiot. Budka plażowej przebieralni posłużyła do ukrycia i przypięcia roweru, a zimny Bałtyk do zregenerowania mięśni. Pięknie kończył się ten dzień!
DZIEŃ 2
Grzybowo – Kołobrzeg – Ustronie Morskie – Mielno – Darłowo – Jarosławiec, 103km
Na wschód słońca nie udało mi się wstać, namiotu też nie chciało się składać… Generalnie ciężko mi było opuszczać plażę. Długo siedziałem, piłem poranną kawkę, pstrykałem fotki i przeglądałem mapę aż wreszcie pojawił się impuls do startu! Jaki? Zorientowałem się, że jestem na plaży nudystów! Jak się zbierałem, pojawił się pierwszy golas. Przyspieszyłem! Może gdyby to była golaska to bym jeszcze posiedział, ale nie…
Dobre drogi rowerowe pozwoliły mi spokojnie rozkręcić nogi i doprowadziły do Kołobrzegu. Jest to jedno z najpiękniejszych i najciekawszych miast leżących na polskim odcinku szlaku dookoła Bałtyku, a także jedno z najstarszych osad na Pomorzu Zachodnim! Miasto długo funkcjonowało jako twierdza, dlatego można zachwycić się obiektami militarnymi jak Reduta Bagienna (Morast) czy Solna, które miały chronić port i ujście rzeki Parsęty.
Kołobrzeg okazał się również doskonałym punktem na śniadanie, składające się z pysznych, ciepłych pączków ze Starej Pączkarni, którymi delektowałem się w cieniu latarni morskiej. Po każdej wyprawie pozostaje mi mocno wryty w pamięci smak jakiegoś dania. Podczas wyprawy ze Śląska nad morze przez trzy kraje było to spaghetti w Czechach. Po tej wyprawie będzie to zdecydowanie smak tych świeżych i cieplutkich pączków. Żeby dojechać do latarni, zobaczyć Pomnik Zaślubin Polski z Morzem oraz najdłuższe żelbetowe molo w Polsce trzeba zboczyć ze szlaku. Ja zdecydowanie Wam to polecam, dlatego zaznaczam to na mapce.
W Kołobrzegu dostaję także taki szlak wzdłuż Bałtyku jaki mi się śnił i jaki sobie wszyscy wyobrażają. Za parkiem uzdrowiskowym droga rowerowa prowadzi tuż przy morzu. Fantastyczny fragment aż do miejscowości Sianożęty! Najlepszy odcinek szlaku EuroVelo10! Niezwykle przyjemna jazda z widokiem na Bałtyk i jego piękne, szerokie piaszczyste plaże, a do tego punkt widokowy na Ekopark Wschodni z urzędującymi w nim przeróżnymi gatunkami ptaków, które możemy obserwować z drewnianej kładki.
W Ustroniu Morskim szlak również prowadzi bardzo blisko morza, ale tutaj drogi rowerowe są dużo gorszej jakości, a przede wszystkim dużo węższe. Ja jechałem w czerwcową środę i pieszych było sporo. Boję się pomyśleć co na tym odcinku dzieje się w wysokim sezonie w dni weekendowe. Pewnie żółwi slalom z pstrykaniem w dzwonek.
Drogami o bardzo zróżnicowanej nawierzchni jedziemy przez małe letniskowe nadmorskie wsie, takie jak Gąski z latarnią morską, Sarbinowo z nadmorską promenadą i Chłopami, przez które przechodzi 16 południk. Niektóre odcinki to szutry, inne to po prostu drogi publiczne, a jeszcze inne to nowiutkie asfaltowe drogi rowerowe sygnowane logiem Pomorza Zachodniego, jak ta która wprowadza do Mielna.
Mielno słynące z imprez, całonocnej zabawy i młodzieżowego pijaństwa, dla mnie okazało się pechowe. Pękła mi jedna ze śrub mocujących bagażnik. Pozostałej w ramie części z gwintem nie dało się wykręcić dlatego do akcji wkroczyły trytytki i taśma izolacyjna. Dość solidnie przymocowałem bagażnik do ramy, zużywając cały zapas opasek zaciskowych. Niestety już po kolejnych metrach wyszła niedoskonałość mojego montażu. Były niewielkie luzy, które na nierównościach powodowały obcieranie bagażnika o ramę. Miałem w zanadrzu kawałek starej dętki, ale skończyły się trytytki. Pytałem o nie w dziesiątkach miejsc i udało się zdobyć całe dwie sztuki w wypożyczalni tych wszechobecnych nad morzem rowerków. Może by wystarczyły, ale wolałem nie ryzykować i szukałem dalej. Znalazłem dopiero po 50km – na stacji w Darłowie.
W Mielnie skoczyłem jeszcze zobaczyć znajdujący się na Promenadzie Przyjaźni Pomnik Poległych Pilotów i ruszyłem dalej, ale nie szlakiem wzdłuż jeziora Jamno, a drogą rowerową wzdłuż głównej drogi na Łazy. Łudziłem się, że znajdę tam sklep z dużym banerem „Tu kupisz trytytki!”
W Łazach szlak odskakuje od morza i prowadzi przez małe wioski. Na uwagę zasługują tutaj gotyckie kościoły w Osieku, Iwęcinie i Bukowie Morskim, a także drogi rowerowe, którymi wzdłuż dróg wojewódzkich dojeżdżam do nadmorskich Dąbek. Tutaj niestety drogi rowerowe zarezerwowane są dla pieszych, rolkarzy, dzieciaków na hulajnogach i oczywiście dla gokartów na pedały.
W Bobolinie warto zjechać ze szlaku i zobaczyć bunkry na plaży, a w Darłowie, w którym – uwaga! – można kupić trytytki, koniecznie podjedźcie pod wybudowany w XV wieku Zamek Książąt Pomorskich, w którym mieści się muzeum. W sąsiednim Darłówku natomiast, oprócz latarni morskiej, ciekawym obiektem jest także jedyny w Polsce rozsuwany most.
Z Darłówka prowadzi nieco niebezpieczna dla mojego uszkodzonego roweru droga z płyt betonowych przez mierzeje. Rower przetrwał, mnie wytrzepało, a widoki pozostały na długo w pamięci. Z jednej strony jezioro Kopań, z drugiej Morze Bałtyckie. O tak! Po drodze jeszcze mostek nad kanałem łączącym morze z jeziorem i długa na Wicie, a potem Jarosław, gdzie zaplanowałem sobie nocleg na polu namiotowym „Zakątek”. Cena za mnie i namiot to 23zł + 12zł za prąd. Cały sprzęt naładowany na 100%. Mocowanie bagażnika poprawione, łańcuch nasmarowany, więc kolejny dzień zapowiadał się bez stukania, pukania i trzeszczenia.
DZIEŃ 3
Jarosławiec – Ustka – Rowy – Kluki – Łeba, 108km
Żona pisze, że na Śląsku szaro, leje i grzmi, a nad morzem dzień zapowiada się równie upalny jak poprzednie. Z pogodą trafiłem idealnie! W trasę ruszyłem późno, bo przed 10:00… Tak już mam, rano się mocno ociągam :) W wysokich klifów w Jarosławcu zerkam na największą sztuczną plażę w Europie, robię fotkę latarni morskiej i ruszam dalej.
Szlak EuroVelo10 znów oddala się od Bałtyku, a to dlatego, że musi ominąć tereny wojskowe i jezioro Wicko. Po ok. 20km opuszczam Velo Baltica w zachodniopomorskim i wjeżdżam do województwa pomorskiego. Cały czas zmienia się nawierzchnia. Pod kołami na przemian asfalt z szutrem i tak niemal do samej Ustki. Po drodze, we wsi Starkowo znajduje się niezwykle ciekawe miejsce – Zagroda Śledziowa. Składa się ona z pensjonatu, Muzeum Śledzia mieszczącego się w zagrodzie z 1832 roku oraz z Gospody, w której serwuje się śledzie na wiele różnych sposobów.
Ustka to pierwsze nadmorskie miasto w województwie pomorskim, które odwiedzam jadąc szlakiem rowerowym EuroVelo10. Niestety szlak prowadzi z dala od plaży, latarni morskiej i Nadmorskiej Promenady z Pomnikiem Fryderyka Chopina i Ławeczką Ireny Kwiatkowskiej. Dlatego po raz kolejny zjeżdżam ze szlaku i podążam własną ścieżką, poznając najciekawsze przybrzeżne atrakcje Ustki.
W Ustce rozpoczyna się Szlak Zwiniętych Torów, który aż do Rowów prowadzi po nasypie dawnej linii kolejowej. Szlak ten stanowi fragment międzynarodowego szlaku EuroVelo10 wzdłuż Bałtyku. Urzeka walorami krajobrazowymi i przyrodniczymi, prowadząc przez obszary chronionego krajobrazu, zahaczając również o otulinę Słowińskiego Parku Narodowego. Niestety nie jest to przyjazny fragment dla sakwiarza. Momentami trzeba pokonać ciężkie piaszczyste odcinki, a innym razem po wąskiej drodze z płyt betonowych przedzierać się przez chaszcze. Jednak na duży plus zasługuje stacyjka rowerowa w Wytownie, gdzie rowerzyści czują się świetnie.
Po 60km jazdy melduję się w Rowach, małej miejscowości letniskowej między jeziorem Gardno a Morzem Bałtyckim. Tutaj robię sobie przerwę na obiad i na kąpiel w morza, regenerując się przed kolejnym, zasłyszanym z opowieści że ciężkim odcinkiem rowerowego szlaku wzdłuż Bałtyku.
Słowiński Park Narodowy charakteryzują przymorskie jeziora, bagna, łąki, torfowiska, nadmorskie bory i lasy, a przede wszystkim wydmowy pas mierzei z ruchomymi wydmami. Dla rowerowego sakwiarza może to zwiastować problemy z nawierzchnią. Początkowo bardzo przyjemnym leśnym duktem jedzie się wzdłuż jeziora Gardno, które można obserwować z platformy widokowej na jego północnym brzegu. Natomiast na wschodnim brzegu, niemal 500 metrów od szlaku, znajduje się wieża widokowa, pozwalająca spojrzeć z góry na łąki i mokradła, w których dostrzec można wiele gatunków ptaków.
Od wieży widokowej już nie jest tak kolorowo. Nawierzchnię tworzą płyty betonowe, które niestety muszą bardziej przykuwać wzrok niż otaczające piękne krajobrazy. W Smołdzinie można wdrapać się na oddaloną o ok. 2km od szlaku świętą górę Słowińców – Rowokół, z której podziwiać można okoliczne tereny. Ja podjazd pod górę odpuściłem, a z kulturą Słowińców spotkałem się w Klukach. Początkowo natrafiłem na znajdujący się na granicy wsi jedyny zachowany cmentarz funkcjonujący na ziemi słowińskiej do 1945 roku. Potem już mogłem się zachwycać prawdziwie piękną Krainą w Kratę. Wieś Kluki tworzą XVIII i XIX wieczne zabudowania szkieletowe. Białe chałupy w brązową kratę pokryte gontem lub strzechą tworzą skansen – Muzeum Wsi Słowińskiej. Niesamowite miejsce, które zrobiło na mnie chyba największe wrażenie na całym polskim odcinku szlaku rowerowego EuroVelo10 wzdłuż Bałtyku.
Niestety, ale prawdopodobnie ta niezwykle klimatyczna wieś zniknie z trasy szlaku EuroVelo10, a to przez bardzo niesprzyjające rowerzystom tereny bagienne, przez które trzeba się przeprawić, chcąc opuścić wieś inną trasą niż wjazdową asfaltówką. Bagna Słowińskiego Parku Narodowego dają popalić. Szczerze mówiąc, gdybym wcześniej nie przeczytał o tym odcinku to nigdy w życiu bym się nie domyślił, że tu może prowadzić międzynarodowy szlak rowerowy. Ja na szczęście jechałem po kilku upalnych dniach, więc było względnie sucho, ale czytałem dziesiątki relacji, w których rowerzyści pchali rowery przez bagna. Bardzo wąskie mocno zarośnięte ścieżki są trudne do pokonania, a drewniane pomosty, które prawdopodobnie miały pomóc okazały się niewypałem. Przez różnice poziomów ciężko na nie w ogóle wjechać, dlatego wzdłuż nich wyjeżdżone są nowe ścieżki. Ciężko jest tu nawet zatrzymać się żeby chwilę odsapnąć, bo od razu atakuje chmara owadów. Przejazd tym 1,5-kilometrowym odcinkiem w Internetach urósł do rangi olbrzymiego wyzwania, którego po prostu każdy rowerzysta jadący wzdłuż Bałtyku powinien chociaż raz doświadczyć. Coś w tym jest! Długo się go pamięta… Nawet nie spodziewałem się, że widok płyt betonowych tak mnie ucieszy. Właśnie po takiej nawierzchni dojechałem do Skórzyna.
Kolejna katorga zaczęła się we wsi Gać, gdzie rozpoczęła się piaszczysta droga leśna, która prowadziła przez ok. 7km do wsi Żarnowska. Według mnie to najgorszy odcinek całego szlaku rowerowego EuroVelo10 na polskim wybrzeżu.
Do Łeby doprowadza mnie kiepska droga gruntowa wzdłuż jeziora Łebsko. Zmarnowany, oblepiony piachem i pogryziony przez komary dojeżdżam do pola namiotowego. Wybrałem duży kemping Eurocamp znajdujący się kilkaset metrów od zachodniej plaży.
DZIEŃ 4
Łeba – Białogóra – Dębki – Swarzewo – Puck – Gdynia – Sopot, 130km
Dzień zaczął się od rowerowego zwiedzania Łeby. EuroVelo prowadzi nieco okrążając miasto, dlatego ja tutaj znów podążyłem własnymi ścieżkami. Zajrzałem do portu i na plażę, przejechałem obok Muzeum Motyli (na zwiedzanie niestety było za wcześnie), ale nie wstąpiłem na słynne wydmy. Piachu miałem dość! Niestety okolice Łeby to wszechobecny piach, dlatego mimo wszystko musiałem się jeszcze z nim zmierzyć. Szlak EuroVelo10 z Łeby prowadzi obok jeziora Sarbskiego przez Rezerwat Przyrody Mierzeja Sarbska, który to obejmuje nadmorskie wydmy. Piachu, więc sporo, pchanie oczywiście było. Generalnie okolice Łeby mało przyjazne rowerzystom.
Poprawiło się dopiero w Stilo. Pojawiły się nowe tabliczki z oznakowaniem szlaku EuroVelo10, a pod kołami poczułem wreszcie utwardzoną nawierzchnię. Nie był to jednak asfalt, a ciemny żwir, po którym na prawdę przyjemnie jechało się aż do Lubiatowa, a stamtąd leśnymi duktami do Białogóry i dalej na Dębki.
W Dębkach znajduje się Kamień Wersalski przypominający, że w 1919 roku na rzece Piaśnica przebiegała granica między Polską a Niemcami. Około 250 metrów dalej rzeka uchodzi do morza, tworząc piękny obrazek.
Niestety za Dębkami szlak rowerowy EuroVelo10 wzdłuż Bałtyku na dobre oddala się od morza, co jest dla mnie trochę dziwne. Omija bowiem Jastrzębią Górę z najbardziej na północ wysuniętym punktem Polski oraz niezwykle popularne wśród turystów Władysławowo. Jadę więc zgodnie z oznakowaniem przez Karwieńskie Błoto do Sławoszyna, gdzie wjeżdżam na asfaltową drogę rowerową. Okazuje się, że jest to ścieżka rowerowa na trasie linii kolejowej Swarzewo – Krokowa. Bardzo dobry odcinek nowej, momentami dopiero co wylanej, asfaltowej rowerówki na starym nasypie kolejowym. Równo, płasko, bardzo wygodnie i wśród sielskich pól kwitnącego maku docieram po 15km do Swarzewa, znajdującego się nad Zatoką Pucką.
W Swarzewie znajduje się skrzyżowanie, w którym szlak EuroVelo10 się rozchodzi. Można skręcić w lewo i jechać na Hel lub skręcić w prawo i wybrać trasę do Gdańska. Ja trasę na Hel przejechałem już 4 lata wcześniej podczas wyprawy ze Śląska na Hel, więc kieruję się na Gdańsk, w którym także byłem podczas wspomnianej wyprawy, ale jechałem nieco inna trasą.
Jadąc do Pucka zatrzymuję się na Kaczym Winklu, gdzie nabieram sił przed dalszą jazdą, ciesząc się przy okazji fantastycznym widokiem na zatokę. Po ponad 80km kręcenia trafiam do Pucka. Jest to malowniczo położona miejscowość o bogatej historii, o której przypominają liczne zabytki, pomniki i muzea. Znajduje się tutaj również port rybacki, port jachtowy, a także molo i liczne plaże wzdłuż których ciągnie się ścieżka rowerowa.
Kolejną atrakcją turystyczną na szlaku EuroVelo10 jest Osada Łowców Fok znajdująca się na Cyplu Rzucewskim. Już w okresie neolitu, kiedy to Zatoka Pucka była jeszcze jeziorem, istniała tutaj osada, której mieszkańcy zajmowali się łowiectwem i rybołówstwem. Dzisiaj, dzięki badaniom archeologicznym, można zobaczyć rekonstrukcje półziemianki, chaty, pieca czy pracowni. Naprawdę ciekawe miejsce, ale nie jedyne w Rzucewie. Kawałek dalej znajduje się neogotycki pałac z 1840 roku, w którym obecnie mieści się luksusowy hotel.
Za Rzucewem i Osłoninem szlak prowadzi jeszcze przez faunistyczny rezerwat przyrody Beka a potem się urywa. Oznakowanie się kończy, a ja głupieje i nie wiem gdzie jechać. Przypomniałem sobie w tym momencie Szymona z bloga ZnajKraj i jego komentarz do mojej wyprawy ze Śląska na Hel: „byłeś tak blisko i na Cypel w Rewie nie pojechałeś”. Szymon teraz pojechałem, miałeś rację – warto!
Z Rewy kierowałem się na Gdynie… W międzyczasie przytrafiła się kolejna awaria roweru – pęknięta szprycha w tylnym kole. Tylko podkleiłem taśmą żeby nie stukała i pomknąłem dalej przed siebie mocno improwizując, bo oznakowania szlaku nie znalazłem. W Gdyni przejechałem obok portu, przez Śródmieście i dalej aż do Orłowa, skąd plażą przebiłem się do Sopotu. Tutaj znalazłem wreszcie oznakowanie szlaku, które jak po sznurku przeprowadziło mnie obok molo, Domu Zdrojowego i latarni morskiej aż do miejsca noclegowego.
Na mapie zaznaczyłem prawdopodobnie prawidłowy przebieg szlaku EuroVelo10 na odcinku Beka – Sopot, ale nigdzie nie znalazłem oficjalnego potwierdzenia.
Biwak rozbiłem na kempingu Sopot 34. Szybko rozłożyłem namiot, wziąłem prysznic i poszedłem na Monciak coś zjeść. Wiecie jak tam jest… Bogato! Tym bardziej w piątkowy wieczór. Ludzie w swoich najlepszych ciuchach, stylowo uczesani, pomalowani i wyperfumowani, a wśród nich ja z czerwoną od słońca twarzą, w japonkach i z siatką z Żabki pełną wody i bułek na rano. Nawet dziewczyny z parasolkami mnie nie zaczepiły…
DZIEŃ 5
Sopot – Gdańsk, 12km
Noc nie okazała się dobra. O 3:00 obudziły mnie krzyki i bluzgi. Okazało się, że chłopaki z namiotu obok wrócili z imprezy, a krzyczeli i wyzywali, bo nie zastali swoich rowerów! Pewnie domyślacie się jak szybko wybiegłem z namiotu – na szczęście mój rower przypięty do drzewa stał nietknięty. Im ukradli trzy rowery przypięte razem dwoma linkami do latarni. Ból! Policja oczywiście wezwana, ale nikt przecież nie wierzy, że złodzieje zostaną złapani a rowery trafią do właścicieli. Nikt nic nie widział, nikt nie słyszał, a na kempingu, na którym są takie udogodnienia jak tężnia czy knajpka z burgerami, nie ma monitoringu! Szok! Chłopaki z Rybnika, jeśli to czytacie to dajcie znać jak sprawa się dalej potoczyła.
Ostatni dzień to jedynie 12km dojazdu na dworzec PKP w Gdańsku, z którego pociąg odjeżdżał po 15:00 do Katowic. Miałem więc sporo czasu, dlatego postanowiłem sobie pojeździć po Starym Mieście i nacieszyć oko wspaniałymi zabytkami z symbolem miasta w postaci Fontanny Neptuna na czele. Gdańsk jest piękny! Warto również wybrać się na Westerplatte, co było w moich planach, ale przez rozcentrowane koło i pękniętą szprychę odpuściłem.
Wyprawę zakończyłem kilka minut po północy wchodząc do domu.
PODSUMOWANIE
Trzeba to jasno powiedzieć… Szlak rowerowy EuroVelo10 wzdłuż Bałtyku cały czas jest w trakcie tworzenia, więc trzeba poczekać na doskonałość. Póki co jest to szlak skrajności. Są odcinki fantastyczne, które prowadzą dobrą drogą rowerową tuż przy morzu, ale są także fatalne odcinki piaszczyste, gdzie rower trzeba pchać w towarzystwie nieznośnych much. Są odcinki bezpieczne z odseparowanym pasem dla rowerów, ale są również ciągi pieszo-rowerowe z tabunami turystów obładowanych parawanami i dmuchanymi flamingami. Są fragmenty, w których jedzie się jak po sznurku od znaku do znaku, a są również takie gdzie jeździ się w kółko, bo nie widać żadnej tabliczki.
Jednak zdecydowanie będę Was namawiał do kilkudniowej wyprawy rowerowej wzdłuż Bałtyku. To jest idealny szlak na wypad z sakwami! Nie trzeba przejmować się noclegiem, bo hoteli, pensjonatów czy pól namiotowych jest mnóstwo. Z głodu się nie padnie, bo restauracje, knajpki i knajpeczki są co chwilę. Miejsc do kąpania pełno! Poza tym multum atrakcji turystycznych, piękne okoliczności przyrody i niesamowite widoki. To wszystko sprawia, że EuroVelo10 wzdłuż Bałtyku jest jednym z najpopularniejszych szlaków rowerowych w Polsce!
Największe odkrycie:
Kluki! Co za klimat! Koniecznie trzeba tam zajrzeć, nawet kosztem paplania się w bagnach Sowińskiego Parku Narodowego.
Najlepszy odcinek:
Kołobrzeg – Sianożęty! Fantastyczna droga rowerowa tuż przy morzu.
Najgorszy odcinek:
Gać – Żarnowska przed Łebą! Droga leśna pełna piachu i much – dramat! Jedną ręką pchasz rower, drugą odganiasz muchy…
Największe rozczarowanie:
Międzyzdroje! Może dlatego, że miałem duże oczekiwania. Rowerowo kompletnie mnie nie zachęciły.
Najwięksi przegrani:
Władysławowo i Jastrzębia Góra! Dlaczego szlak do końca nie prowadzi wzdłuż morza tylko ścina na Puck?
Najlepsze wspomnienie:
Biwak na plaży! Bezkonkurencyjnie, ale pączki w Kołobrzegu były blisko :)