Rowerem ze Śląska nad morze przez trzy kraje! Szlakiem Odra Nysa… Cz.2
Druga część relacji to również opis szlaku rowerowego wzdłuż Nysy Łużyckiej i Odry, którym poruszałem się najpierw przez Czechy, a potem wzdłuż niemiecko-polskiej granicy aż do Morza Bałtyckiego! Jak się podróżuje rowerem po Niemczech?
Druga część wyprawy nad morze
Start: Mysłowice
Meta: Świnoujście
Odległość: 1075km
Czas: 8 dni
MAPA
Pobierz ślad wyprawy: GPX | KML | RAR
Pobierz ślad szlaku wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej: GPX | KML | RAR
Przydał Ci się artykuł? Skorzystałeś z pliku GPX? Możesz za to podziękować stawiając mi kawę :)
blok reklamowyJest to druga część relacji z wyprawy rowerowej ze Śląska nad morze… Chcesz poczytać od początku? Przejdź do pierwszej części…
DZIEŃ 4: Rowerem przez trzy kraje
137km, Szklarska Poręba (Jakuszyce) – Zgorzelec
W hotelu od 8:00 jest wydanie śniadania, więc na rower wsiadłem dopiero przed 9:00. O dziwo po srogich podjazdach nogi lekkie, ale wiedziałem, że przede mną jeszcze kilkadziesiąt kilometrów po trudnym, górzystym terenie. Wjeżdżam do Czech!
Dzień się zaczął z górki i to bardzo z górki, bo korbą zakręciłem max 5 razy, a przejechałem 5km i gdybym nie zdecydował się na podjazd pod skocznie to toczyłbym się jeszcze raz tyle! Słynna mamucia skocznia w Harrachovie ma punkt konstrukcyjny umiejscowiony na 185 metrze, ale skoczkowie potrafili na niej oddać skok na długość nawet 220 metrów. Niestety ostatnie zawody Pucharu Świata rozegrano tutaj w 2014 i od tego czasu skończyło się tutaj wielkie skakanie.
Za Harrachovem kończy się przyjemne zjeżdżanie i zaczął się niemal 4-kilometrowy podjazd do wsi Korenov. Tam zjeżdżam z głównej drogi i po chwili górka się kończy, a za nią pojawia się leżący na granicy Gór Izerskich i Karkonoszy – Tanvald. Jadąc serpentyną szybko w dół do miasta co rusz mocno zaciskam hamulce żeby zatrzymać się i nacieszyć widokiem malowniczo położonego miasteczka. Z góry doskonale prezentuje się m.in. zabytkowy Kościół św. Franciszka z Asyżu. No tak do centrum miasta fajnie się zjeżdżało, ale z centrum trzeba było cisnąć pod górę – momentami bardzo mocno pod górę!
W Tanvaldzie i Harrachovie znajdują się kempingi, na których można rozbić namiot. W początkowej fazie planowania wyprawy na jednym z nich miałem się przespać, ale ostatecznie zdecydowałem się na hotel w Jakuszycach.
ODER-NEIßE RADWEG – SZLAK ROWEROWY WZDŁUŻ ODRY I NYSY ŁUŻYCKIEJ
Po ok. 30-kilometrach pedałowania od Jakuszyc dotarłem do początku szlaku rowerowego wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej (Oder Neiβe Radweg), który przez Czechy, a potem Niemcy miał mnie doprowadzić do Morza Bałtyckiego. Szlak liczy 633km z czego przez Czechy 54km.
Na pierwsze informacje o Oder Neiβe Radweg natknąłem się przy źródle Nysy Łużyckiej, które znajduje się w miejscowości Nova Ves w południowej części Gór Izerskich. Duży kamień, na nim tabliczka z napisem „Źródło Nysy” w trzech językach, obok ławeczka, na której spokojnie dojadam kupione chwilę wcześniej truskawki i tablica informacyjna z mapą i ciekawymi miejscami na czeskim odcinku szlaku. Niestety dużo ich nie ma, bo nie przejeżdżam przez centra najciekawszych miast tego regionu. Mowa tu oczywiście o mieście Jablonec i Liberec. Trochę szkoda, bo w Jabloncu można było pokazać urokliwe uliczki Starego Miasta, a także fabrykę sztucznej biżuterii, a w Libercu przepiękny Ratusz, Zamek czy Łaźnie Miejskie.
Twórcy szlaku zdecydowali, że poprowadzą go drogami o mniejszym natężeniu ruchu oraz przez tereny zielone i bardziej górzyste. Dzięki temu, po czasami bardzo stromych, ale krótkich podjazdach, mogłem podziwiać przepiękne widoki Gór Izerskich, a także panoramę Jablonca i Liberca. Minusem takiej decyzji jest znaczne oddalenie się od Nysy Łużyckiej, wzdłuż której szlak w założeniu ma prowadzić i wspomniane wcześniej ominięcie najciekawszych atrakcji turystycznych regionu. Oczywiście ze szlaku można zjechać – do centrum Jablonca są ok. 2km, a do Starego Miasta w Libercu ok. 5km.
Jeżeli jednak nie chcecie zjeżdżać do centrum Liberca, a macie dużo siły i mały bagaż to na pewno warto wjechać na Górę Jested, na szczycie której znajduje się charakterystyczna budowla idealnie wpisująca się w linie grzbietu górskiego i będąca jego strzelistym zakończeniem. Ma 100 metrów wysokości i uważana jest przez architektów za jedną z najpiękniejszych tego typu budowli na świecie. W środku znajduje się hotel i restauracja z tarasem widokowym.
Za Libercem teren się wypłaszcza i wreszcie pojawia się moja przewodniczka – Nysa Łużycka, która prowadzi przez tereny Parku Krajobrazowego, a w nim zabytkowy drewniany, samoobsługowy most kabinowy oraz ruiny gotyckiego Zamku Hamrstejn. Zamek ten niestety jest trudno dostępny, ale nieco ponad 10km dalej (1,5km od szlaku) znajduje się Zamek Grabstejn, w którym można zwiedzić podziemia, komnaty, a także wejść na wieżę z pięknym widokiem na Trójstyk.
W miejscowości Gródek nad Nysą, tuż przy granicy czesko-niemieckiej, można wykąpać się w słynącym z czystej wody Jeziorze Kristyna, które powstało po zalaniu kopalni węgla brunatnego. Na terenie ośrodka znajdują się też restauracje, toalety, domki do wynajęcia i kemping.
Czeski odcinek szlaku rowerowego wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej nie jest tak dobrze oznaczony jak się spodziewałem. Początkowo ciężko mi było rozszyfrować to oznakowanie, bo szlak Oder Neiβe Radweg poprowadzony jest po lokalnych szlakach rowerowych, które są numerowane.
- Nova Ves – Jermanice – szlak nr 3038
- Jermanice – Minkovice – szlak nr 3036
- Minkovice – Machnin – szlak nr 14
- Machnin – Chrastava – szlak nr 20, 21
- Chrastava – granica czesko-niemiecka – szlak nr 14
Czasami na tabliczce z numerem szlaku można też dostrzec logo Oder Neiβe Radweg. Jest nim odwrócony trójkąt z obiema rzekami. Przeważnie na tabliczkach logo to jest słabo widoczne lub nieczytelne.
ODER NEIßE RADWEG – NIEMCY
Drogą rowerową przejechałem przez granicę czesko-niemiecką i od razu pojawia się nowe oznakowanie. Zamiast żółto-czarnych tablic, które prowadziły mnie przez Czechy, pojawiają się biało-zielone. Oznakowanie jest czytelniejsze i zdecydowanie częściej są tak lubiane przeze mnie tablice informujące o odległości do najbliższych miast. Wygląda to bardzo obiecująco!
Po lekko ponad kilometrze jazdy trafiam do miejsca bardzo charakterystycznego dla tego szlaku. Mowa tu oczywiście o Trójstyku granic Polski, Czech i Niemiec. Na czeskiej stronie Trójstyku znajduje się symboliczny trzystronny granitowy obelisk oraz drewniana dzwonnica. O współpracy trzech miast przypomina pomnik znajdujący się po polskiej stronie. W niemieckiej części Trójstyku znajduje się krzyż, a zaraz obok miejsce do odpoczynku dla turystów. Po każdej stronie powiewają flagi państwowe wszystkich trzech państw oraz niebieska flaga Unii Europejskiej.
Pierwszym większym miastem na niemieckiej części szlaku jest Zittau (Żytawa) z pięknym historycznym centrum, w sercu którego można podziwiać malowniczy wydłużony Rynek oraz wspaniały neorenesansowy Ratusz. Innym ważnym zabytkiem miasta jest Kościół Św. Krzyża, wewnątrz którego znajduje się słynna XV-wieczna Wielka Zasłona Wielkopostna. Jest to sporych rozmiarów płótno przedstawiające 90 scen historii zbawienia. Dawniej tego typu zasłony były wieszane w kościołach w czasie Wielkiego Postu i miały zadanie ukryć ołtarz i świętych przed grzesznikami. Zwyczaj ten przetrwał w niektórych regionach do czasów obecnych. Co jeszcze warto zobaczyć? Kościół Św. Jana tuż przy Rynku, średniowieczny Klasztor Franciszkanów, w którym obecnie znajduje się siedziba Muzeum Miejskiego oraz wielki budynek komory solnej (Salzhaus) z początku XVI wieku.
Z Zittau szlak prowadzi drogą rowerową wzdłuż Bundesstraße 99, natomiast za Rosenthal wjeżdża się w Dolinę Nysy Łużyckiej. Między zalesionymi skarpami, co rusz mijając kolejnych rowerzystów dojechałem do Klasztoru St. Marienthal. Klasztor został założony w 1234 roku i istnieje nieprzerwalnie do dziś, co czyni go najstarszym klasztorem cysterskim w Niemczech. Zabudowania opactwa składają się z kościoła, budynku klasztornego, kaplicy Św. Krzyża, tartaku, młyna i browaru. Można znaleźć tutaj też polski akcent – Pomnik Jana Pawła II, który chyba w jakiś sposób czuwa nad tym miejscem… Będąc na terenie klasztoru przez kilkanaście minut spacerowałem, oglądałem, robiłem zdjęcia – wszędzie sucho i żadna kropla deszczu nie spadła. Gdy tylko wyjechałem za mury klasztoru – mokre drogi i kałuże! Hmmm…
W Marienthal deszcz mnie jeszcze oszczędził, ale po wyjeździe z Ostritz już nie! Po upalnej pierwszej części dnia przyszło załamanie pogody. Zerwał się wiatr, a niebo zakryły czarne chmury. Myślałem, że zaraz się zacznie potężna burza z piorunami, ale spadł tylko niegroźny deszczyk, który przeczekałem pod drzewem.
Zbliżając się do Gorlitz na chwilę się odwróciłem i w oko mi wpadło coś znajomego, spojrzałem jeszcze raz żeby się upewnić… Tak! To ten budynek z charakterystycznym szpiczastym zakończeniem na szczycie góry Jested w Libercu! Jest malutki, ale dobrze widoczny. Kawał drogi przejechałem!
Na południe od Gorlitz znajduje się kolejne ciekawe miejsce na szlaku rowerowym wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej – Jezioro Berzdorfer. Jest to sztuczny zbiornik powstały w skutek celowego zalania kopalni węgla brunatnego, który wydobywano tutaj od XVIII wieku. Obecnie, po latach rekultywacji tłumy ludzi korzystają z uroków jeziora. Są tutaj znakomite drogi rowerowe, plaże, restauracje i kempingi. W Polsce planowana jest podobna rekultywacja. Za kilka lat w Bełchatowie skończą się złoża węgla brunatnego o w olbrzymim wyrobisku powstanie największe i najgłębsze jezioro w Polsce, a wraz z nim infrastruktura rekreacyjno-wypoczynkowa. Ze względu na skalę przedsięwzięcia termin ukończenia jest bardzo odległy, bo dopiero po roku 2050.
Zbliżała się godzina 19:00, dzień się powoli kończył, więc pomyślałem sobie, że najpierw rozbiję mój domek, a potem na spokojnie pozwiedzam Gorlitz nocą. Namiot rozbiłem po polskiej stronie. W Zgorzelcu znajduje się kemping, który do najprzyjemniejszych niestety nie należy. Na jego terenie kręciło się sporo podejrzanych typków, dlatego w trosce o swój dobytek, odpuściłem sobie nocne zwiedzanie. Poza tym standard jest kiepski, ale co ja narzekam! Miejsce na namiot było, przed nim krzesło i stolik, z prysznica leciała woda, a właściciele nawet podciągnęli mi prąd bez żadnych dodatkowych opłat, co rzadko się zdarza! Kemping na ul. Lubańskiej 1a w Zgorzelcu. UWAGA! Według informacji od czytelnika nie ma już tego kempingu.
DZIEŃ 5: Wzdłuż Nysy – mojej przewodniczki
149km, Zgorzelec – Gubin
Noc spokojnie przespana i sprzęt znów naładowany na 100%, więc możliwe, że już do Świnoujścia nie będę musiał się nikogo prosić o podładowanie telefonu! Śniadanie zjedzone, więc w pełni sił rozpoczynam kolejny dzień przygody!
Zaczynam oczywiście od zwiedzania Gorlitz. Jednego z niewielu miast, które podczas wojny nie zostało zniszczone, dzięki temu posiada niezaburzony układ przestrzenny i zabytki ze wszystkich epok historycznych. Oczywiście najbardziej zachwyca Rynek otoczony renesansowymi i barokowymi kamienicami z przyciągającym wzrok Ratuszem. Innym z symboli miasta jest leżący nad Nysą monumentalny gotycki Kościół św. Piotra i Pawła. Poza tym w Gorlitz warto zobaczyć budynki Teatru Miejskiego i dworca kolejowego, a także secesyjny dom towarowy czy Plac Pocztowy. Oprócz całej masy turystów uroki zabytkowego miasta docenili również filmowcy z Hollywood. Quentin Tarantino kręcił tutaj sceny do filmu „Bękarty wojny”, a George Clooney do „Obrońców skarbów”.
Fantastyczną drogą rowerową tuż przy Nysie Łużyckiej, a potem drogami o małym natężeniu ruchu wzdłuż pól z wiatrakami dotarłem do terenów leśnych. Wydaje się, że niby nic specjalnego, ale co rusz spotykam dziwne kolorowe tabliczki albo drewniane konstrukcje. Po chwili dojechałem do niezwykłego na skalę Europy parku rozrywki o nazwie Kulturinsel – Die Geheime Welt von Turisede (Wyspa Kulturalna – Tajny świat Turisede). Miejsce z fascynującą i działającą na wyobraźnie historią. Tematyka parku zbudowana jest wokół cywilizacji tajemniczego ludu Turisede, który zamieszkiwał te tereny tysiące lat temu. Lud ten mieszkał w domkach na drzewie i doskonale opanował sztukę budowy w drewnie. Dlatego to właśnie tutaj wybudowano pierwszy w Niemczech hotel domków na drzewach dla miłośników nocowania z przygodami, a wokół niego eklektyczne połączenie parku tematycznego, skansenu, muzeum i ogrodu zoologicznego. Przeciekawe miejsce nie tylko dla dzieciaków!
Szlak cały czas kieruje na północ w pobliżu lotniska, a potem bazy wojskowej, gdzie bardzo dobre asfaltowe drogi rowerowe coraz częściej wprowadzały mnie do lasu. W jednym z takich leśnych odcinków dopadł mnie deszcz, ale na szczęście od razu pojawiła się spora wiata, a właściwie mały domek z altanką, który ochronił mnie przed zmoczeniem. Czekając aż przestanie padać, obszedłem domek i na jednej ze ścian znalazłem tablicę informacyjną. Okazało się, że w tym miejscu znajdowała się skocznia narciarska Oberlausitz Schanze, która istniała od 1953 do 1994 roku, kiedy to drewniana wieża została rozebrana. Rekordowy skok (31m) oddał w 1972 roku Henry Glass, późniejszy medalista Igrzysk Olimpijskich, Mistrzostw Świata i Turnieju Czterech Skoczni.
Deszcz na szczęście szybko minął, a ja mocno depnąłem na pedały i szybko przemieściłem się do miejscowości Bad Muskau (Mużaków). Jedno z najpiękniejszych i najciekawszych miejsc na szlaku Oder Neiβe Radweg, a to za sprawą Parku Mużakowskiego, który rozciąga się po obu stronach Nysy Łużyckiej i jest wpisany na światową listę dziedzictwa UNSECO. Większa część leży po stronie polskiej, ale ta najważniejsza – Park Zamkowy – znajduje się właśnie w miejscowości Bad Muskau. To tutaj podziwiać można najwspanialsze atrakcje tego parku, z których najbardziej wyróżnia się neorenesansowy Nowy Zamek. Obok niego zlokalizowane są jeszcze dwa inne budynki: Stary Zamek oraz Dom Kawalerski, a nieopodal znajduje się Folwark, czyli zespół zabudowań gospodarczych. Piękne i zadbane budynki, bujne ogrody, krótko przystrzyżone trawniki, jeżdżące bryczki z turystami, a także przepływająca przez środek Nysa Hermanna rozlewająca się w malownicze jeziora – to wszystko tworzy niesamowitą scenerię, która sprawia, że nie chce się stamtąd odjeżdżać.
W Bad Muskau spotkałem się też po raz pierwszy (możliwe, że wcześniej nie zauważyłem) z dętkomatem, czyli automatem w którym można kupić dętki firmy Schwalbe. No to jest dopiero genialne rozwiązanie! Mam nadzieję, że niedługo takie udogodnienia pojawią się na polskich szlakach turystycznych… i nie tylko, bo w mieście taki dętkomat wielu by pomógł, szczególnie w weekend kiedy to sklepy rowerowe są pozamykane.
Pożegnałem się z Saksonią, którą przemierzałem od momentu wjazdu do Niemiec. Za Bad Muskau w kierunku Bałtyku prowadziły mnie drogi rowerowe Brandenburgii. Turystyka rowerowa w tym landzie jest bardzo dobrze rozwinięta, jest tutaj ponad 7000km dróg rowerowych. Poza rowerowym szlakiem wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej jest tutaj jeszcze szlak rowerowy wzdłuż Łaby, a także szlak łączący Berlin z Kopenhagą i wyspą Uznam.
Drogą rowerową wzdłuż Nysy Łużyckiej dotarłem do Forst. Miasto słynie przede wszystkim z Ogrodu Różanego, który oszołamia swoim bogactwem kolorów i zapachów. Na 17 hektarach można podziwiać ponad 40 tysięcy krzewów różanych w ponad 700 odmianach, a całość kompozycji dopełniają fontanny, dziedzińce z pergolami, zrekonstruowane rzeźby i kamienne amfory tworząc to miejsce wyjątkowym. W 2013 roku – w 100-letnią rocznicę powstania – wyróżniono go tytułem „Najpiękniejszego Parku Niemiec”.
Asfaltowe drogi rowerowe na wałach przeciwpowodziowych… do tego przyzwyczaja nas Oder Neiβe Radweg w Brandenburgii. Długie kilometry perfekcyjnych rowerowych nitek, które prowadzą wzdłuż Nysy, a potem Odry. Cisza i spokój, zero ruchu samochodowego i od czasu do czasu kiwnięcie głową do mijanych rowerzystów. No świetnie tu jest!
Ostatnim odcinkiem trasy tego dnia był przejazd przez Guben. W 1945 roku wyznaczono granicę Polski wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej, w wyniku czego miasto zostało podzielone na część niemiecką – Guben i polską – Gubin. Przejeżdżając przez miasto nie mogłem sobie odpuścić przejazdu na polską stronę. Po pierwsze żeby zaopatrzyć się w prowiant na wieczór, a po drugie – ważniejsze – żeby zobaczyć ten widok! Ruiny gotyckiego kościoła farnego pod wezwaniem Świętej Trójcy, który kiedyś był najokazalszym kościołem Dolnych Łużyc, a obok renesansowy Ratusz, który podczas II Wojny Światowej został poważnie zniszczony, jak zresztą 90% miasta. Ratusz po 40 latach udało się odbudować natomiast kościół nadal w ruinie i właśnie dlatego w pamięci utkwił mi ten widok mocno kontrastujących ze sobą budowli.
Po niemieckiej stronie szlak prowadzi obok wiernej repliki saskiego słupa pocztowego. Tego rodzaju oznaczenia zostały ustawione z rozkazu króla Augusta II Sasa. Miały one wskazywać odległości pomiędzy poszczególnymi miastami. Najciekawszą i zarazem najbardziej kontrowersyjną atrakcją Guben jest Plastinarium. To właśnie tutaj powstają słynne plastynaty – czyli odpowiednio wypreparowane modele, stworzone z ludzkich ciał. Niestety to niezwykłe muzeum można zwiedzać tylko w weekendy… Nie załapałem się.
Na wylocie z Guben, na kempingu w Bresinchen, rozbiłem namiot. Do samego końca nie wiedziałem czy kemping nadal istnieje, bo nie znalazłem o nim żadnych informacji, ale na szczęście okazało się, że istnieje i ma się dobrze. Standard o niebo lepszy niż w Zgorzelcu, ale i cena wyższa, bo za osobę i namiot zapłaciłem 11 euro. Kemping jednak jest bardzo ładnie położony nad jeziorem, ma czyste toalety i łazienki, a do tego ten miły pan z recepcji ma zimnego Hasserodera w sprzedaży – wskazany po 148 kilometrach jazdy i to przy takim zachodzie słońca!
DZIEŃ 6: Wałami wzdłuż Odry
153km, Gubin – Osinów Dolny
Dzień zaczął się obiecująco… Bardzo dobra pogoda, dużo słońca i niebieskiego nieba, a poza tym parę kilometrów po starcie trafiłem na piekarnię z pysznymi schokocroissantami, którymi mogłem się delektować siedząc na asfaltowej drodze rowerowej na wałach Nysy i podziwiając piękne okoliczności przyrody. Kilka kilometrów dalej Nysa Łużycka wpada do Odry, ale ja, ogarnięty tą sielankową atmosferą, niestety to miejsce przegapiłem. Zorientowałem się dopiero, gdy przede mną wyrósł znak zakazu jazdy rowerem! Okazało się, że droga rowerowa (na wale) kilka kilometrów dalej jest nieprzejezdna, trwały tam jakieś prace. No zdarza się, ale Niemcy w takich wypadkach wyznaczają objazdy na czas remontu. Tak! Objazdy dla rowerzystów! Widzieliście kiedyś takie w Polsce?
Objazdy przeprowadziły mnie przez Neuzelle, gdzie mogłem zobaczyć pocysterski klasztor, natomiast na szlak wróciłem w Eisenhüttenstadt. Typowe przemysłowe miasto, w którym kiedyś funkcjonowała huta żelaza. Obecnie miasto charakteryzuje się jednym z największych spadków liczby ludności w Niemczech, a to wszystko przez bezrobocie, które dramatycznie wzrosło po zamknięciu huty.
Po kilkudziesięciu kilometrach, w szóstym dniu wyprawy rowerowej ze Śląska nad morze, niestety przytrafiło się to czego najbardziej się obawiałem. Lewe kolano zaczęło odmawiać posłuszeństwa! Olbrzymi ból przeciążeniowy, który sprawiał, że każdy obrót korbą to była prawdziwa męczarnia! Z każdym kilometrem ból był coraz większy aż w końcu zaczął promieniować na udo i łydkę. Bardzo ciężki moment, bo do głowy zaczęły przychodzić najczarniejsze scenariusze z przerwaniem wyprawy włącznie!
Z kilkoma krótkimi postojami udało się dojechać do Frankfurtu nad Odrą. Miasto to, podobnie jak Guben, zostało podzielone na dwa kraje. Starówka została po stronie niemieckiej natomiast Polakom przypadła wschodnia część miasta – obecne Słubice. Frankfurt nad Odrą bardzo mocno ucierpiał po ostatniej wojnie, dlatego praktycznie nie ma tu żadnych oryginalnie zachowanych zabytków i prawdziwie starych budowli. Warto jednak zjechać kilkaset metrów ze szlaku i pokręcić się po Rynku, na którym w oko wpada jeden z najładniejszych ratuszy w Niemczech oraz największa w kraju halowa świątynia gotycka – Marienkirche. Między Rynkiem a Odrą znajduje się muzeum poświęcone związanemu z Frankfurtem dramaturgowi i powieściopisarzowi Heinrichowi von Kleistowi, a także słynny Uniwersytet Viadrina, w którym studiuje młodzież z aż 78 państw!
Za Frankfurtem ból był już nie do wytrzymania! Dojechałem do Lebus, a tam nad brzegiem Odry znalazłem klimatyczną restauracje. Zamówiłem smaczny, choć dość drogi makaron, na deser przegryzłem dwoma tabletkami przeciwbólowymi i tak sobie posiedziałem godzinkę nad rzeką z nadzieją że ten przeklęty ból przejdzie.
… a swoją drogą Lebus to bardzo ciekawe miejsce – to historyczna stolica Ziemi Lubuskiej. Gród w tym miejscu powstał prawdopodobnie w X wieku jako ośrodek plemienia Lubuszan. Na początku panowania Mieszka I został przyłączony do Polski i w swojej historii pełnił bardzo ważną rolę: przyjęcia pierwszego uderzenia na wypadek wojny niemiecko-polskiej. Dzisiaj większość Ziemi Lubuskiej znajduje się w granicach Polski, ale 20% krainy historycznej pozostało w Niemczech.
Nie uwierzycie! Ból kolana całkowicie minął! Godzinna przerwa i dwie tabletki przeciwbólowe zrobiły swoje. Powiem więcej – ból nie wrócił już do końca wyprawy. To chyba był jakiś leczniczy makaron! Jak kolano sprawnie pracowało to i nastroje się zmieniły. Pierwsza część dnia to była katorga, niesamowita męczarnia i czarne myśli, a druga – miłe, rekreacyjne kręcenie po wałach wzdłuż Odry i jej rozlewisk. Znów jazda na rowerze była przyjemnością, a otoczenie jakieś ładniejsze.
Kolejny przystanek można zrobić w kolejnym ciekawym mieście – położonym u ujścia Warty do Odry Kostrzynie. Co prawda nie leży on bezpośrednio na szlaku, ale jest to jedno z najciekawszych miast w regionie, czasami nazywane „Polskimi Pompejami”, gdyż jego zniszczona starówka wciąż przypomina o wydarzeniach sprzed ponad 60 lat. Przed II wojną światową Kostrzyn był jednym z najbardziej urokliwych miast w regionie, ale w wyniku długotrwałych i zaciekłych walk o miasto i twierdzę uległ niemal całkowitemu zniszczeniu, którego stopień oszacowano później na 95%. Do dzisiaj teren twierdzy zachowano niemalże w takim stanie, jakby wojna właśnie się skończyła…
Przemierzałem kolejne kilometry po szlaku rowerowym wzdłuż Nysy i Odry i od samego początku miałem cały czas taki sam problem. Gdzie zrobić zakupy, gdzie uzupełnić zapasy wody? Po niemieckiej stronie jest bardzo mało małych sklepów spożywczych i często byłem zmuszony kupować wodę w restauracjach, a tam za 0,5l trzeba wyłożyć 2 euro! Przy takim upale 0,5l wciąga się na raz.
Ostatnie kilometry to znów krajobraz, który towarzyszy mi niemal przez cały dzień. Po prawo Odra, po lewej pola, a ja na asfaltowej drodze rowerowej spokojnie kręcę do kolejnego kempingu. Namiot rozłożyłem w Osinowie Dolnym, kilkaset metrów od najbardziej wysuniętego na zachód punktu Polski i nieopodal dużego targowiska dla sąsiadów zza Odry. Kemping położony jest nad brzegiem rzeki, ale co najbardziej mnie zaskoczyło – jest darmowy! Każdy kto chce może sobie rozbić namiot i każdy może skorzystać z łazienki, do której klucze znajdują się na pobliskiej stacji benzynowej.
Niedaleko, bo ok. 7km od kempingu leży znana wszystkim z historii Cedynia – to tutaj w 972 r. stoczona została bitwa, w której wojska Mieszka I, władcy powstającego dopiero państwa polskiego, pokonały armię margrabiego Hodona.
DZIEŃ 7: Z Brandenburgii na Pomorze
164km, Osinów Dolny – Ueckermunde
Poranek był stresujący i z obawami myślałem co przyniesie dzień i w jakiej formie będzie moje kolano. Czy bóle wrócą? Jeśli wrócą to co zrobię? Przez pierwsze kilometry zadawałem sobie w mnóstwo pytań i układałem wiele scenariuszy. Po kilkunastu kilometrach, gdy jechało się dobrze, a kolano nadal nie przypominało o sobie, zaczynałem się uspokajać i w głowie pozostały głównie pozytywne myśli, ale do samego końca wyprawy jakaś nutka obawy pozostała! W końcu w każdym momencie koszmar mógł wrócić…
W międzyczasie przejechałem przez Hohensaaten, gdzie natrafiłem na Starą Odrę. Co ciekawe – jeszcze w XVII wieku rzeka była o ponad 30 km dłuższa, a jej zakole – jeszcze bardziej wysunięte na zachód. Dopiero w czasie pruskich regulacji Odry, skrócono jej bieg.
Szlak rowerowy Oder Neiβe Radweg prowadzi na północ przez Park Narodowy Doliny Dolnej Odry,. Wody śródlądowe, torfowiska, bagna, łąki i zarośla Doliny Dolnej Odry tworzą ciekawą mozaikę siedlisk, będącą ostoją ptaków o randze europejskiej i terenem szczególnie ważnym dla ptaków wodno-błotnych, które występują tu w olbrzymich koncentracjach. Zwłaszcza jesienny przelot żurawi, stanowiący niezwykłe widowisko, stał się atrakcją turystyczną zyskującą z roku na rok coraz więcej miłośników. Spośród ssaków można zobaczyć tutaj wydrę europejską oraz bobra, którego populacja stale rośnie.
No właśnie bobry! Gdy zobaczyłem przy szlaku tabliczkę z informacją „Uwaga bobry” uśmiechnąłem się z niedowierzaniem. Jednak po kilku kilometrach przed moim przednim kołem spokojnie, bez większego przejęcia przemaszerował… wielki i mokry bóbr! Zatrzymałem się, spojrzeliśmy sobie prosto w oczy… i uciekłem.
Przejeżdżając przez Dolinę Dolnej Odry uwagę przyciąga 19-metrowa Wieża w Stolpe, która góruje nad okolicą. Wybudowany przez Duńczyków w XII wieku warownia została zburzona w 1445 roku przez armię margrabiego Fryderyka II Żelaznego i już nigdy jej nie odbudowano. Tylko wieża przetrwała i jest jedyną pozostałością po kompleksie warownym. Trochę żałuję, że nie zjechałem na chwilę ze szlaku i nie wspiąłem się na to niewielkie wzniesienie. Pewnie widok na okolicę byłby rewelacyjny!
W Mescherin Odra przestaje być rzeką graniczną i wpływa do Polski, natomiast szlak odbija na zachód. Zmienia się krajobraz, zmienia się ukształtowanie terenu i zmienia się również kraj związkowy. Z Brandenburgii szlak wjeżdża do landu Maklenburgia – Pomorze Przednie. Teren jest tutaj bardziej pagórkowaty, jest dużo pól i łąk, sporo małych miasteczek i mnóstwo wiatraków.
Jednym z ciekawszych miasteczek na szlaku jest Penkun, które ze względu na swoje położenie zwane jest „Miastem siedmiu jezior”. Dzień upalny, więc idealne miejsce na odpoczynek i schłodzenie się. Nad tym samym jeziorem, lecz nieco z innej strony znajduje się malowniczo położony renesansowy zamek z XII wieku, który jest sukcesywnie odbudowywany po zniszczeniach wojennych.
Po kolejnych 25km dojechałem do Locknitz. Szlak prowadzi wąską piaszczystą ścieżką wzdłuż jeziora, przy którym mogłem zobaczyć jeden z najstarszych dębów w Europie. Jego wiek szacowany jest na ok. 1000 lat! W Locknitz znajdują się również ośmioboczna ceglana wieża, która jest pozostałością po średniowiecznym zamku. Na etapie organizacji wyprawy ustaliłem sobie, że właśnie w okolicach Locknitz poszukam sobie noclegu. Natomiast jechało mi się tak dobrze, że w trakcie jazdy zdecydowałem, że wydłużę dystans i skorzystam z kempingu nad Zalewem Szczecińskim.
Miła sytuacja spotkała mnie w Pampow! Jechałem już z pustymi bidonami, sklepu nigdzie nie widać, więc zatrzymuję się i pytam jedynego miejscowego, który pojawia się na ulicy, gdzie jest sklep, w którym kupię wodę… Tubylec odpowiada, że tutaj za 100 metrów po lewej stronie. Ucieszony jadę, skręcam w lewo i sklepu nie ma. Jest za to grupka ludzi, którzy poderwali się od stołu i zaczęli do mnie machać żebym podjechał. Pan gospodarz ugościł mnie wodą, pani gospodyni nakroiła mi ciasta. Pytam się ile mam zapłacić. Odpowiadają, że nic i żebym się częstował! Przemili ludzie! A tak w ogóle to jadąc tak sobie przez te małe wioski dostrzegłem małą, ale bardzo znaczącą różnicę między Polakami i Niemcami. Na niemieckich domach są tabliczki z napisem „Herzlich willkommen” a na polskich… „Uwaga zły pies!”.
Szlak coraz częściej prowadzi drogami leśnymi Puszczy Wkrzańskiej. Po drodze trafiam na świetną małą knajpkę nad Jeziorem Nowowarpieńskim w Luckow. Wjeżdżało się na podwórko, w okienku stodoły pokrytej strzechą miła Pani sprzedawała piwo w butelce i kartoffelsalat, a miły Pan rozmawiał z gośćmi siedzącymi przy stolikach z widokiem na jezioro. Co za klimat, co za miejsce, co za sałatka ziemniaczana! Kilkaset metrów dalej jest wieża widokowa na jezioro, które jest zatoką Zalewu Szczecińskiego.
No i po przejechaniu 164km dotarłem do Ueckermunde, a tam w dzielnicy Bellin trafiłem na kemping. Za możliwość rozstawienia namiotu i przenocowanie zapłaciłem 10 euro. Kemping jest duży, a ludzi na nim więcej niż we wszystkich poprzednich razem! Rozbijam namiot, biorę prysznic i po chwili dojeżdża polska para sakwiarzy, których mijałem po drodze. A tak na marginesie polskich rowerzystów za granicą rozpoznasz po sakwach Crosso J Paweł i Monika rozpoczęli wyprawę w Libercu i podobnie jak ja, za cel obrali sobie Świnoujście. Przemili ludzie… Paweł to rowerowy kozak, który potrafi rano wyjść z domu i przejechać 350km, a Monika pierwszy raz wybrała się na tak długą wyprawę rowerową i coś czuję, że złapie bakcyla.
DZIEŃ 8: Z Zalewu Szczecińskiego nad Bałtyk
102km, Ueckermunde – Świnoujście
Przede mną ostatni dzień wyprawy rowerowej ze Śląska do Świnoujścia i ostatni dzień na szlaku rowerowym wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej. Do celu miałem jeszcze ok. 100km, ale ja czułem się tak jakbym już za chwile miał tam być, jakby to była krótka ostatnia prosta, no bo przecież licznik rano wskazywał 973km przejechane, więc co to jest setka!
W Ueckermunde szlak poprowadzony jest w taki sposób, że mogłem zobaczyć niemal wszystkie najważniejsze atrakcje turystyczne miasta, w którym Wkra uchodzi do Zalewu Szczecińskiego. Byłem na plaży, gdzie czysty, żółty pisak kusił, by rozłożyć się na nim z ręcznikiem, przejeżdżałem przez drewniany most zwodzony z widokiem na przystań, a także pokręciłem się po klimatycznym centrum miasta, w którym mogłem podziwiać jeden z nielicznych zachowanych zamków książąt pomorskich oraz rynek z pomnikiem rybaka i fontanną. Szlak omija jedynie zoo, które może być najważniejszą atrakcją dla podróżujących z dziećmi.
Aaaaaa! Czy wiecie o czym myślałem od początku tego dnia? Czy po przejechaniu tysiąca kilometrów licznik rowerowy się wyzeruje czy będzie liczył dalej? Ja już wiem, ale Wam nie powiem! Sprawdźcie sami ;)
Zachodni brzeg Zalewu Szczecińskiego to znów dzikie Niemcy! Nawet jeszcze bardziej dzikie niż te, które miałem okazję podziwiać poprzedniego dnia w Dolinie Dolnej Odry. Rezerwat Przyrody Anklamer Stadbruch i jego niesamowite krajobrazy zachwycają od pierwszych metrów. Jest to raj dla ptaków, a także dla ornitologów, którzy mogą obserwować tutaj ponad 100 różnych gatunków. Poza tym jest to fantastyczne miejsce do jazdy na rowerze, spacerowania i biegania. Spotkałem tutaj kilka grupek rowerzystów, którzy wyruszyli ze Szczecina i w weekend planowali objechać Zalew Szczeciński. Wszyscy jednak jechali w prawo na przeprawę promową Kamp – Karnin, która pozwala oszczędzić ok. 30km, ja pojechałem w lewo na Anklam – tak jak prowadzi główny szlak Oder Neiβe Radweg.
No to dojechałem do Anklam! Powstałe w XIII wieku miasto należało do Hanzy (związek miast handlowych z czasów średniowiecza i początku ery nowożytnej) co przyczyniło się do jego rozwoju gospodarczego. Pierwszym ciekawym miejscem, które jest warte zobaczenia to Muzeum Otto Lilienthala – pioniera lotnictwa i wynalazcę techniki lotniczej, który właśnie tu się urodził w 1848 roku. Można w nim oglądać zdjęcia, modele i zbudowane według oryginałów maszyny latające. Jadąc dalej pojawia się kamienna brama miejska, która od wieków jest symbolem miasta, a za nią rynek i sąsiadujący z nim gotycki Kościół św. Mikołaja.
Biało-zielone tabliczki szlaku wprowadziły mnie na most łączący stały ląd z wyspą Uznam, która ponoć jest jednym z najbardziej słonecznych regionów Niemiec, dlatego bywa określana mianem Wyspy Słońca. Ja natomiast powiem, że jest najgorszym pod względem nawierzchni odcinkiem na całym niemieckim szlaku wzdłuż Odry i Nysy! Bardzo mnie to zdziwiło, ale od momentu wjazdu na wyspę do miejscowości Usedom jechało się fatalnie. Dziury, dziury i jeszcze raz dziury, ale podejrzewam, że Niemcy zaraz wyleją tam nowy asfalt i moje narzekanie będzie nieaktualne…
Na ponad 20km przed Świnoujściem pojawił się niespodziewany problem. Telefon, na którym miałem włączoną nawigację i zapis trasy zaczął piszczeć. Poziom baterii spadł poniżej 15% co dla tego dość starego telefonu znaczyło, że za kilkanaście minut się rozładuje! Udało mi się dojechać do małego baru z przekąskami i zimnymi napojami w Garz, gdzie miła Pani podładowała mi go, ale tylko do 20%… Po prostu głupio mi było zamawiać trzecią cole! No więc po chwili problem się powtórzył, a ja w lesie, gdzie procenty uciekały jeszcze szybciej! Na szczęście z lasu wyjechałem na pole golfowe i na szczęście na tym polu golfowym była restauracja. Oczywiście bardzo droga restauracja! Na dodatek był rozgrywany jakiś turniej w golfa, więc mnóstwo eleganckich ludzi w środku… i ja! Wyobrażacie sobie to? Brudny, spocony i zmęczony rowerzysta, a dookoła tłumy bogatych Niemców w spodniach na kant i białych polówkach… Niezręcznie się czułem, ale sytuacja mnie do tego zmusiła!
Dojechałem nad morze, do Ahlbeck! To właśnie tutaj kończy się szlak rowerowy wzdłuż Odry i Nysy. Ahlbeck obecnie jest dzielnicą Heringsdorf, ale przed 2005 rokiem było oddzielnym miastem i wraz z Heringsdorf i Bansin tworzyło wielką trójkę cesarskich kurortów nadmorskich. Wspaniała architektura uzdrowiskowa, stare wille i pensjonaty, piękne plaże i zabytkowe molo – bez wątpienia to jeden z najbardziej malowniczych zakątków nad Bałtykiem.
Opuszczam Niemcy i transgraniczną promenadą wjeżdżam do Polski! Jestem w Świnoujściu! Po kilku kolejnych kilometrach wjeżdżam na plażę i osiągam swój cel! Udało mi się! Dojechałem rowerem ze Śląska do Świnoujścia i to przez trzy kraje! Zmęczony, ale szczęśliwy…
W Świnoujściu nocowałem w hotelu Villa Merry Spa&Wellness [link do Bookinga] tuż przy promenadzie i plaży. Natomiast kolejnego dnia miałem zarezerwowany bilet powrotny na pociąg. Żeby dostać się na dworzec trzeba przeprawić się promem na drugi brzeg Świny, na wyspę Wolin. Bezpośredni pociąg do Katowic wyrusza o 20:40 i o 8:10 jest na miejscu. W składzie jest wagon rowerowy!
PODSUMOWANIE – SZLAK ROWEROWY WZDŁUŻ ODRY I NYSY ŁUŻYCKIEJ
Szlak Oder Neiβe Radweg należy podzielić na dwie części – czeską i niemiecką i tak go trzeba oceniać. Obie części są całkowicie inne: mają inne oznakowanie, inne nawierzchnie i prowadzą po inaczej ukształtowanym terenie.
Czeska część szlaku rowerowego wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej ma niejednolite oznakowanie, przez co rowerzysta może mieć problemy z prawidłową nawigacją. Lepiej mieć przy sobie mapę papierową z zaznaczonym szlakiem lub mapę elektroniczną z wgranym śladem trasy. Momentami, zwłaszcza na początku szlaku, oznakowania często brakuje! W Czechach szlak poprowadzony jest przez tereny górzyste i omija najciekawsze atrakcje turystyczne w Jabloncu i Libercu. Jeżeli chodzi o nawierzchnie to poruszamy się głównie po mało ruchliwych drogach asfaltowych.
Niemiecka część szlaku rowerowego wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej jest zdecydowanie lepsza niż część czeska. Szlak długimi kilometrami prowadzi po asfaltowych drogach rowerowych wzdłuż rzeki. Bardzo rzadko zdarzają się inne nawierzchnie niż asfaltowe. Oznakowanie szlaku jest bardzo dobre – trudno się zgubić. Często pojawiają się tablicę informujące o ilości kilometrów do kolejnych miejscowości na szlaku oraz o noclegach, atrakcjach i restauracjach. Bardzo ciężko się do czegoś przyczepić, ale jeżeli miałbym coś wytknąć to mała ilość sklepów, w których mógłbym uzupełnić zapasy jedzenia i picia oraz dziurawe drogi na wyspie Uznam.
A co z noclegami? Pamiętajcie, że w Niemczech i Czechach prawo nie pozwala na spanie pod namiotem na dziko, a szkoda, bo wzdłuż szlaku jest bardzo dużo dogodnych ku temu miejscówek. Natomiast zgodnie z prawem poza obszarami chronionymi można przespać się np. pod płachtą biwakową. Nie martwcie się, bo jeśli chcecie spać legalnie pod namiotem to korzystajcie z wielu kempingów, które znajdują się przy szlaku.
Przeczytaj też: Szlak rowerowy Odra-Nysa… 11 powodów dlaczego warto!
PODSUMOWANIE WYPRAWY
Wyprawa rowerowa ze Śląska do Świnoujścia okazała się niesamowitą przygodą! Po 8 dniach na rowerze i 1075 przejechanych kilometrach udało mi się dojechać do celu. Zwiedziłem trzy kraje i przejechałem cały szlak rowerowy wzdłuż Odry i Nysy Łużyckiej! Jestem z siebie mega dumny!
Podczas wyprawy zobaczyłem wiele pięknych i ciekawych miejsc. Najbardziej w pamięci utkwiły mi piękne widoki w Sudetach, Trójstyk granic, fantastyczne asfaltowe drogi rowerowe po wałach wzdłuż Odry i Nysy, ale także niezliczone ilości ptaków, które latały mi nad głową wydając najróżniejsze dźwięki. Zachwyciły mnie też miasta: Głogówek, Nysa, Gorlitz, a także park w Bad Muskau i Pałac Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim.
Oczywiście były też momenty trudne z przeraźliwym bólem kolana i ciężkimi, długimi podjazdami, ale wszystko udało się pokonać, dzięki mojej silnej woli, a także olbrzymiemu wsparciu jakie dostawałem od żony, rodziny, znajomych i nieznajomych, którzy obserwują moje poczynania w mediach społecznościowych.
Udało mi się! Zrobiłem to!